Choć w naszej kulturze zwykliśmy myśleć, że pojawiające się regularnie nowinki techniczne i technologiczne oraz narastająca ilość zebranych w jednym miejscu informacji w jakiś sposób sprawiają, że każde kolejne pokolenie przewyższa poprzednie, że współcześnie (w każdej możliwej teraźniejszości, czy to był XV, XVIII, czy XXI wiek) jesteśmy lepiej rozwinięci, światli, rozumiemy więcej i zachowujemy się lepiej, bardziej racjonalnie, niż ludzie żyjący przed nami - nic z tego nie jest prawdą. Koncepcja linearnego rozwoju “cywilizacji” i idea postępu mają swoje źródło raczej w myśleniu życzeniowym niż dowodach empirycznych. Kiedy wyjrzy się poza ich ramy, odkryje myśli i wyobrażenia o świecie ludzi żyjących w wielu czasach i wielu miejscach, dostrzega się zupełnie inną prawdę. Cały czas się zmieniamy, ewoluujemy jako jednostki i jako społeczeństwa, ale zmiany mogą zachodzić zarówno na lepsze, jak i na gorsze; przy czym pewne elementy ludzkiej duchowości, obserwacje, zjawiska, sposoby myślenia pozostają takie same od wieków, jedynie nieco inaczej się manifestują w zależności od wpływu kultury, i to właśnie o kilku z nich opowiem.
Ze zjawiskami “paranormalnymi” jest trochę tak, jak ze śmiercią. Jednym z zadań kultury jest przygotowanie członków wspólnoty do radzenia sobie z potencjalnie wymagającymi, obciążającymi psychikę jednostki wydarzeniami i tematami. W uproszczeniu, im bardziej dana kultura jest otwarta wobec tematyki śmierci, tym mniejszy stres wywołuje faktyczne zetknięcie się z nią, natomiast traktowanie śmierci i starości jako wstydliwego taboo (jak w naszym kręgu kulturowym) powoduje, że akceptacja tego naturalnego zjawiska staje się dla ego zadaniem bardzo trudnym. A jednak śmierć jest tak powszechna w naszym świecie, że rozumiemy, na czym polega; możemy ją zbadać, poznać dokładne przyczyny i mechanizm działania - tylko co możemy zrobić ze zjawiskami, które występują rzadko, są (jeszcze? nigdy? w ogóle ich nie ma?..) nieopisane na sposób naukowy, których dokładnie nie znamy lub nie potrafimy racjonalnie pojąć?
Niech za pierwszy przykład posłużą niezidentyfikowane obiekty latające, a raczej niektóre z prób wyjaśniania ich pochodzenia. Wiara w istoty w ten czy inny sposób zstępujące z nieba, w wielu aspektach przewyższające ludzkość, których należy się obawiać lub je czcić pojawia się w rozmaitych kulturach od wieków. Zresztą w naszej kulturze idea ta również jest cały czas obecna, choć zmienia się opisująca ją mitologia. Cytując Carla Gustava Junga, “UFO jest rodzącym się archetypem odpowiadającym zastępom aniołów i demonów w czasach przyspieszonego rozwoju i szybkich zmian społecznych”. Czyż nie jest to piękna i przekonująca koncepcja? Kiedy nasi średniowieczni przodkowie widzieli poruszające się na niebie światła, których nie dało się przypisać działalności człowieka ani znanym im zjawiskom astronomicznym, klasyfikowali je zgodnie ze swoim światopoglądem i samopoczuciem jako anioły, świętych lub nieczyste duchy. Współcześnie, kiedy rozwój pojazdów silnikowych umożliwił podróże pozaziemskie (niezbyt odległe, ale rozpalające wyobraźnię), a nadzieja na wybawienie od niebezpieczeństw i trudów codzienności jest pokładana w technologii, te same światła zostają zinterpretowane jako kosmiczne pojazdy stworzone przez bardziej rozwiniętych intelektualnie i zaawansowanych technologicznie przedstawicieli obcych cywilizacji.
Istnieje cała dziedzina wiedzy - nie dziedzina nauki, ponieważ nie została ona oficjalnie uznana za prawdziwą naukę z powodu zachowania jej entuzjastów i ich kreatywnego podejścia do metodologii - zajmująca się badaniem stworzeń na istnienie których nie ma twardych, materialnych dowodów. Przedmiotami zainteresowania kryptozoologii są zarówno stworzenia mityczne, zwierzęta uznawane za dawno wymarłe, jak i nieodkryte jeszcze gatunki zwierząt. W kilku przypadkach dzięki wysiłkom kryptozoologów udało się odnaleźć i sklasyfikować nieznane dotąd zachodniej nauce gatunki, jednak zdecydowana większość badanych przez nich stworzeń jest udokumentowana raczej w lokalnym folklorze niż w sposób dopuszczalny dla nauk przyrodniczych. Czy przesądza to o ich nieistnieniu? Niekoniecznie; prawdopodobieństwo, że żyją wciąż inne niż homo sapiens hominidy w rodzaju Wielkiej Stopy albo wielkie morskie drapieżniki, które jak dotąd przegapiliśmy, nie jest duże, ale nie jest też zerowe. Istotne dla zawartej w tym tekście tezy jest podobieństwo między współczesnymi opowieściami o potworach z jezior, yeti i innych hominidach, wielkich nietoperzach czy kryjących się w niedostępnych dżunglach dinozaurach do znanych z przeszłości relacji podróżników o jednorożcach, plemieniu ludzi o psich głowach, syrenach i wężach morskich, oraz ludowymi podaniami o wielu różnych stworzeniach i duchach ukazujących się niekiedy człowiekowi. Nie mamy powodu, by sądzić, że - może z wyjątkiem naprawdę dawnych czasów, kiedy jeszcze pamiętano, że część tych niezwykłych istot wywodziła się z animistycznych religii przedchrześcijańskich - wiara naszych przodków w te relacje była znacząco silniejsza i bardziej rozpowszechniona niż obecnie wiara w istnienie kryptyd.
Niepokojąco podobne chęci wykazują również dawni alchemicy i współcześni programiści - jedni i drudzy sądzą, że mogą stworzyć sztucznego człowieka, choć nieco inaczej rozumieją to pojęcie. W rzeczywistości jednak gliniany golem słuchający poleceń żydowskiego czarownika, homunkulus wyhodowany w laboratorium zamiast w żeńskim łonie i robot wyposażony w “doskonałą” sztuczną inteligencję stanowią to samo dążenie, tą samą mrzonkę. Dlaczego mrzonkę? W przypadku dwóch pierwszych prawdopodobnie nikt nie chce się spierać, jednak brak wiary w możliwość stworzenia sztucznej inteligencji posiadającej możliwości organicznego umysłu również ma swoje racjonalne uzasadnienie. Nawet jeżeli wykluczymy z równania istnienie dodatkowej, niematerialnej instancji w naturze (duszy), która nie byłaby możliwa do podrobienia, a stanowi jeden z elementów decydujących o tym, czym jesteśmy, jeżeli zignorujemy fakt, że na nasze zachowanie, procesy myślowe i decyzyjne mają wpływ również bakterie zamieszkujące w naszych jelitach i prawdopodobnie mnóstwo innych, niepoznanych jeszcze czynników, wciąż pozostaje kwestia tego, że po prostu nie możemy zbudować maszyny czy napisać programu, który imituje działanie ludzkiego mózgu, ponieważ nadal tego ostatniego nie rozumiemy. Naukowcy zajmujący się neurobiologią i neuropsychologią przyznają się do tej niewiedzy, a nikt nie jest w stanie odtworzyć procesów, które przebiegają w nieznany mu sposób. Przy czym proszę mnie źle nie zrozumieć - sztucznej inteligencji jak najbardziej należy się obawiać, w kontekście jej wykorzystania militarnego. Jak praktycznie każdy inny wynalazek w historii imperialistycznych społeczeństw, oraz pomimo obietnic wielkich koncernów opłacających prace nad nią, AI już niedługo zostanie wykorzystana do jeszcze bardziej efektywnego zabijania ludzi, niszczenia środowiska naturalnego i infrastruktury.
Jednym z najbardziej uniwersalnych kulturowo doświadczeń jest poczucie obcowania z bóstwem, z sacrum. Może ono zostać różnie zinterpretowane - jako kontakt z konkretnym przedstawicielem bogatego greckiego panteonu, poczucie jedni z wszechogarniającym kosmosem, nirwana, objawienie chrześcijańskiego Boga, otwarcie się na obecny w nieświadomości zbiorowej archetyp; niezależnie od tego, które z wielu wyjaśnień się wybierze, niezależnie od tego, czy doświadczenie mistyczne pochodzi od istniejącej obiektywnie siły, czy z wnętrza naszej własnej głowy, najwyraźniej odpowiada ono na głęboką potrzebę ludzkiej psychiki. I choć bliskości sacrum może doświadczyć każdy, w większości (a być może wszystkich, ale będę zachowawcza) społeczności są osoby, które doświadczają jej szczególnie mocno. Często pełnią ważną rolę łącznika między światem ludzi a światem duchowym, jak szamani, wiedźmy i druidzi, ale także chrześcijańscy mistycy. Podobnie jak wiele innych zjawisk, i to zamanifestowało się w kulturze rosyjskiej w bardzo unikalny sposób, przybierając postać jurodiwego, bożego szaleńca.
Jurodiwi rezygnowali ze swoich ziemskich przywilejów i majątków, nie tylko wybierając życie bezdomnego włóczęgi, ale również świadomie decydując się na zachowanie i mowę naśladujące te spotykane u osób obłąkanych (naturalnie część z nich nie decydowała się świadomie i współcześnie zostaliby skierowani na leczenie psychiatryczne). Na tle katolickich ascetów i mistyków wyróżniali się przede wszystkim tym, że oprócz modlitwy ich głównym zajęciem było ujawnianie i potępianie grzechów członków społecznych elit, a nawet samego cara. Jurodiwa była Ksenia, ulubiona święta mieszkańców Petersburga, jak również święty Wasyl, jedyna osoba, która mogła bez ryzykowania życiem zwrócić uwagę na niewłaściwe postępowanie Iwanowi Groźnemu. Przez jednych wyszydzani, podczas gdy inni traktowali ich z nabożnym szacunkiem, jurodiwi mają swój XXI-wieczny odpowiednik w postaci poświęcających się w pełni swojej misji aktywistów społecznych, klimatycznych i walczących o prawa zwierząt innych niż ludzie, którzy nie obawiają się wskazywać na szkodliwe praktyki polityków i członków finansowej elity, na błędy w funkcjonowaniu systemu społecznego i ekonomicznego. Ryzykując represjami i więzieniem, wyciągają na światło dzienne przestępstwa i zbrodnie popełniane przez wąską grupę społeczną przekonaną o własnej bezkarności, przestępstwa służące utrzymaniu zyskownego dla niej, opresyjnego systemu, które są tak silnie wpisane w naszą codzienność, że zwykle nawet ich nie dostrzegamy.