Problem tkwi w tym, że zamiast wykorzystywać technologię w zrównoważony sposób, nadużywamy jej, próbujemy zastępować nią naturalnie występujące i już doskonale funkcjonujące struktury, podporządkowujemy jej inne dziedziny życia. Technologia, która w wizjach idealistów takich jak Nicola Tesla miałaby wybawić ludzi od pracy, aby każdy mógł cieszyć się pięknem natury, sztuką i kulturą, w rzeczywistości jest jeszcze jednym, bardzo istotnym, elementem systemu, który odbiera nam naturę, niszcząc ekosystemy i zatruwając ziemię, okrada nas z umiejętności głębokiego przeżywania sztuki, zapełnia cały czas wolny od pracy (która w większości przypadków również jest w jakiś sposób z nią powiązana), a także wpływa negatywnie na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne.
Musimy przemyśleć nasze kryteria dotyczące “cywilizacji”
W naszej kulturze już od bardzo dawna postęp mierzy się poprzez stopień przekształcenia naturalnego krajobrazu, tempo industrializacji, ilość dóbr materialnych zgromadzonych przez daną społeczność, poziom skomplikowania struktur społecznych i administracyjnych, potencjał gospodarczy i militarny, racjonalizację każdego aspektu życia, a przede wszystkim - stopień zaawansowania technologicznego. Zaawansowanie w tym przypadku oznacza głównie to, że dowolne czynności można wykonywać szybciej, na większą skalę i bardziej mechanicznie. Wszystkie te elementy z pewnością przyczyniają się do tego, że nasza kultura jest bardzo ekspansywna i agresywna, służą również jako uzasadnienie poczucia wyższości nad społecznościami kultywującymi zupełnie inne wartości i styl życia; mają też swoje efekty uboczne, ukryte koszty, które są zbyt wysokie, abyśmy wciąż decydowali się je akceptować. Należą do nich olbrzymie zniszczenia środowiska naturalnego wraz z postępującą wraz z nimi zmianą klimatu, ekstremalnymi zjawiskami meteorologicznymi oraz masowym wymieraniem zwierząt, roślin i wszystkiego innego, co dotąd żyło na Ziemi; konieczność kreowania i podtrzymywania podziałów i nierówności społecznych; choroby cywilizacyjne i nieuniknione kolejne pandemie; wojny o nieodnawialne (oraz odnawialne, ale wykorzystywane w niezrównoważony sposób) zasoby naturalne; automatyczne odrzucanie zarówno nowych, jak i znanych od tysięcy lat rozwiązań pozwalających na stworzenie bardziej egalitarnych i zrównoważonych społeczności, ponieważ ich ceną byłby “spadek” jakości życia członków elit; odcięcie człowieka od jego irracjonalnej natury, duchowości i bezpośredniego przeżywania życia tak, jak się do tego narodziliśmy - na tych samych zasadach, co dziesiątki tysięcy lat temu.
Przyjmijmy przez moment, że żyjemy w świecie, w którym miarą poziomu rozwoju cywilizacyjnego danej społeczności jest nie rozwój technologiczny, ekonomiczny i temu podobne, ale stosunek do szeroko pojętego Innego. Przykładowo, konkwistadorzy nie plasują się zbyt wysoko w rankingu - nie tylko pochodzą ze społeczności, która kobiety i dzieci traktuje jako gorsze od mężczyzn i pozbawione praw, a o zwierzętach i środowisku naturalnym myśli jako o zasobach, z których można czerpać bez końca, oni również do grona zwierząt-zasobów zaliczają rdzennych Amerykanów i Afrykanów. Na tym tle rdzenni mieszkańcy Ameryki, z którymi konkwistadorzy mieli styczność, wypadają zdecydowanie lepiej - mają co prawda nieco punktów ujemnych za ochocze prowadzenie wojen między sobą i składanie bogom ofiar z jeńców, jednak ich wojny zasadniczo różnią się od europejskich - obowiązują jasne zasady, których żadna strona konfliktu nie śmie złamać; ponadto ich relacje między płciami są bardziej zrównoważone, a stosunek wobec przyrody i zwierząt nacechowany szacunkiem i duchowością.1 A jednymi z kultur głoszących najgłębszy szacunek wobec Innego, podkreślających kluczowe znaczenie zachowania równowagi w świecie, są te, które stworzyli i pielęgnowali rdzenni mieszkańcy Australii (co ciekawe, zachowali oni również największą ciągłość kulturową - wiek imperiów w Europie i Azji liczy się na setki, może tysiące lat, podczas gdy australijskie plemiona mogą się pochwalić rodowodem sięgającym dziesiątek tysięcy lat), stanowiący przy tym jedną z najbardziej prześladowanych grup etnicznych.
Czy wobec tego należy odrzucić to, co znamy i przejąć styl życia przedstawicieli kultur skrajnie różnych od tej, w której się urodziliśmy? A może raczej warto przyjąć przynajmniej niektóre ich wartości, światopogląd, sposoby myślenia o naturze, i przebudować naszą kulturę w taki sposób, aby przestała szkodzić wspólnym interesom ludzi i wszystkich pozostałych stworzeń, z którymi dzielimy Ziemię?
Pułapki innowacji
Sposób, w jaki jesteśmy nauczeni widzieć postęp (jako linearne, stałe i pewne zmierzanie od czegoś gorszego ku lepszemu) jest jedną ze składowych tego, dlaczego jako społeczeństwo pokładamy takie zaufanie w technologii oraz opartych na technologii innowacjach w każdej dziedzinie życia, od przygotowywania jedzenia i wznoszenia domów, przez medycynę, po budowanie i podtrzymywanie więzi międzyludzkich. Rozwój i wykorzystywanie nowych technologii są powszechnie postrzegane jako coś następującego niemal organicznie i niekontrolowanie, jednak w rzeczywistości podlega on interesom korporacji; technologia w imperialistycznym systemie nie odpowiada na potrzeby codziennego życia, ale służy mitycznemu “rozwojowi gospodarczemu”. Wszystko, co nowe, zostaje zaprezentowane jako ulepszone; nawet słowa takie jak innowacyjny, nowatorski, pionierski, nie oznaczają po prostu tego, co oznaczają, ale są silnie nacechowane pozytywnie, mają wywołać w odbiorcy same dobre skojarzenia. Mechanizacja produkcji na wielką skalę, a także wykorzystywanie technologii przy wykonywaniu każdej możliwej pracy gospodarczej, jest prezentowane w kulturze jako podniesienie jakości życia. Niestety, w imperialistycznym systemie gospodarczym nie możemy traktować żadnych z tych zapewnień jako niezależnego opisu rzeczywistości; każda “innowacja” stanowi produkt, na którym ktoś zarobi znacznie więcej, niż sprzedając cały czas starszy model. Cała ta piękna otoczka nie służy podniesieniu jakości życia przeciętnych osób, tylko podniesieniu zysków płynących z konsumpcji energii elektrycznej oraz samych nowych urządzeń i produktów.
Bardzo wiele elementów współczesnego stylu życia przeciętnej osoby żyjącej w imperialistycznym systemie, choć było (i nadal jest) reklamowanych jako zdrowe, lepsze, optymalne, wygodniejsze - w istocie przyczynia się do obniżenia jakości naszego życia, jednocześnie pozostając wyznacznikiem statusu społecznego. Życie w kulturze, która wymaga od nas bezustannego pomnażania swojego majątku oraz przyczyniania się do pomnażania majątków zebranych przez członków ekonomicznej elity, aby udowodnić własną wartość, skutkuje znacznie zwiększonym poziomem stresu i związanymi z tym dolegliwościami psychicznymi.
Przyjrzyjmy się kilku przykładom tego, jak poleganie na zmechanizowanym systemie wpływa na osoby funkcjonujące w jego obrębie. Posiadanie co najmniej jednego samochodu na rodzinę, które stanowi zapożyczony ze Stanów Zjednoczonych standard, nie tylko odpowiada za pustoszenie centrów miast, pogorszenie jakości usług transportu publicznego, rosnące zanieczyszczenia powietrza i wysoki poziom hałasu, ale również jest jednym z czynników odpowiedzialnych za epidemiczną skalę występowania otyłości i innych chorób powiązanych ze zbyt małą ilością ruchu. Współwinna coraz częstszemu pojawianiu się chorób cywilizacyjnych jest niezbilansowana dieta składająca się z przetworzonych produktów wyhodowanych najczęściej w skrajnie oddalonych od naturalnych warunkach, z dodatkiem sztucznych substancji chemicznych, ale za to niewymagających niemal żadnego działania ze strony osób, które będą je spożywać - wystarczy kupić, nie trzeba siać, pielęgnować, zbierać, gotować. A kiedy ktoś zauważy, że spożywane przez niego jedzenie niekoniecznie dostarcza te substancje odżywcze, które powinno, jest aktywnie zachęcany nie do zmiany jadłospisu, tylko do zażywania garści witamin i suplementów, najczęściej pozyskiwanych sztucznie i niekoniecznie dobrze przyswajanych przez organizm. Skrajnym przykładem takiego nienaturalnego odżywiania był boom na sztuczne karmienie dzieci w XX wieku, zalecane praktycznie od urodzenia, reklamowane jako lepsze od karmienia piersią, który pozostawił całe pokolenia z problemami zdrowotnymi, takimi jak otyłość i ostre alergie - podobnie jak suplementy diety, mleko modyfikowane mające imitować skład ludzkiego mleka może być najlepszym rozwiązaniem w razie konieczności, jednak z pewnością nie wtedy, kiedy nie jest konieczne. Dlaczego wolimy używać sztucznie wyprodukowanego pożywienia, zamiast polegać na tym, które towarzyszyło nam przez miliony lat ewolucji?..
Innym przypadkiem skrajnego polegania na osiągnięciach techniki są tak zwane inteligentne domy, nie tylko wyposażone w szereg nowoczesnych gadżetów, ale również oparte na elektronice zabezpieczenia, automatycznie sterowane oświetlenie, ogrzewanie i klimatyzacja, specjalne gniazdka i czujniki, czy “inteligentnego asystenta”, który może sprawnie zarządzać wszystkimi połączonymi urządzeniami. Niestety, inteligentne domy są projektowane w taki sposób, że tych wszystkich zautomatyzowanych czynności nie da się wykonywać manualnie - brak prądu lub internetu, szczególnie na większą skalę (której możemy się spodziewać wraz z nadchodzącymi ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi), spowoduje, że budynek stanie się nie tylko nieużyteczny, ale też niezbyt bezpieczny. Bezpieczne nie są również przesadnie oparte na technologii procedury medyczne, takie jak operacje wykonywane za pomocą wielofunkcyjnego robota, stworzonego przez jedną z wielkich firm produkujących sprzęt medyczny - robot po prostu nie dorównuje precyzją dobremu chirurgowi i w przypadku bardziej skomplikowanych operacji, takich jak histerektomia, w rzeczywistości zwiększa ryzyko powikłań.
Podsumowanie
Sam w sobie rozwój technologiczny, jeżeli nie jest kontrolowany i równoważony poprzez filozofię, sztukę, naukę opartą nie na pomiarach mierzalnych wartości, ale na głębokim rozumieniu relacji w przyrodzie, nie pomaga nam w niczym. Narzędzia, choćby najbardziej zaawansowane, innowacyjne, ekscytujące, muszą pozostawać narzędziami, a nie stawać się celem samym w sobie lub gorzej, służyć celom opresyjnego systemu. Znajdujemy się w tym samym punkcie cyklu, co niektóre z prehistorycznych społeczeństw po wynalezieniu bardziej efektywnej broni w miejscach, gdzie klimat nie pozwalał na przeżycie zbieraczom i rolnikom - te, które zachwycone nowymi możliwościami wybiły wszystkie zwierzęta łowne w okolicy, a następnie były skazane na głód i migrację.
Jednocześnie nie oznacza to, że należy odrzucać z góry każde odkrycie, nową metodę czy urządzenie, tylko dlatego, że *może* się okazać niebezpieczne lub po prostu niepotrzebne (a zdarza się i taka postawa - Sokrates, znany wszystkim filozof ze starożytnej Grecji, był zagorzałym przeciwnikiem pisma). Stała zmiana, choć zwrot ten wydaje się oksymoronem, jest rzeczywiście procesem naturalnym i nieuniknionym - również jeśli chodzi o narzędzia, którymi się posługujemy i metody wykonywania codziennych czynności, na które się zdecydujemy. Zamiast się opierać, powinniśmy raczej zadbać o to, żeby nowo pojawiająca się technologia była przydatna, zrównoważona i nieszkodliwa dla użytkowników, a także nie próbowała zastępować tego, co już samo z siebie działa w wydajny i zrównoważony sposób - tak jak wychowując dzieci należy być wystarczająco dobrym rodzicem, tak my wszyscy potrzebujemy wystarczająco dobrych narzędzi.
Oto dopiero po niemal ćwierćwieczu doświadczania dysonansu poznawczego, w końcu znajduję słowa, pozwalające opisać i uzasadnić odczuwaną od dzieciństwa intuicyjnie wyższość kultur animistycznych, plemiennych, biocentrycznych nad tą jakoby najwyżej rozwiniętą, europejską, judeochrześcijańską, imperialistyczną.