Choć za przymiotnikiem tym nie przepadam, jest on nadużywany i wielokrotnie stosowany na wyrost, akurat w tym kontekście świetnie spełnia swoją rolę. Czym jest toksyczna duchowość? W skrócie każdym przekazem ubranym w religijną lub spirytualistyczną otoczkę, który w rzeczywistości ma na celu nie tyle wspieranie duchowego rozwoju, co manipulację i kontrolę nad narażonymi na kontakt z nim osobami. Twórcy i głosiciele takiego przekazu mogą wyrządzać szkodę zupełnie świadomie (na przykład guru sekt czy osoby czerpiące korzyści finansowe z posiadania grona “wyznawców”) albo tylko powtarzając bezkrytycznie już istniejącą w kulturze, niezdrową narrację - niektórzy z nich nawet w dobrej wierze. Zaproponowana przeze mnie lista objawów nie jest w żadnym wypadku zamknięta, choć sądzę, że opisałam pokrótce te najbardziej charakterystyczne; warto podkreślić, że wiele tych samych technik można zaobserwować także w niezdrowych związkach czy działaniach podejmowanych przez zupełnie świeckie instytucje. Problem dotyczy nie tylko ugrupowań religijnych i posługujących się językiem duchowości, również wszystkich zbudowanych na ich podobieństwo, rozpowszechniających konkretną ideologię, wizję świata, którą należy przyjąć na wiarę i koniecznie się jej trzymać, aby uniknąć negatywnych konsekwencji.
Izolacja
Nie bez powodu znalazła się na pierwszym miejscu, jedna z bardziej wyraźnych i niepokojących oznak. Może przybierać zarówno ostre i oczywiste, jak i bardziej łagodne formy, ale zawsze polega na tym samym - odcinaniu danej osoby lub całej grupy od innych źródeł wiedzy i poznania, od ich naturalnego środowiska społecznego, czyli rodziny i przyjaciół, którzy sami nie wyznają tej samej religii czy ideologii, budowania wyraźnej opozycji “my - oni”. Może się to opierać na sugestiach, że “świat zewnętrzny” jest zły, pełen pokus i zepsucia, że dana grupa jest jednym z nielicznych bastionów “prawdziwej wiary”, stale atakowanym przez bliżej nieokreślonych (albo właśnie bardzo wyraźnie określonych, a zasadniczo niewinnych) wrogów, że tylko w obrębie tej grupy czy też przestrzegając podawanych przez nią zasad, znaleźć można prawdę/dobro/miłość/szczęście/akceptację. A jeżeli mimo wszystko zechce się pozostać otwartym na innych, naraża się na szwank nie tylko relacje, które nawiązano dzięki wyznawaniu tej samej ideologii, jakość swojego codziennego życia, ale przede wszystkim rozwój duchowy i przyszłe życie wieczne jednostki. A czym wobec życia wiecznego są drobne niedogodności, tłumienie własnej autonomii, a nawet fizyczne i psychiczne cierpienie w tym doczesnym?..
Nie dajmy się nabrać na retorykę izolacji. Czy posługuje się nią jakaś formacja działająca w obrębie chrześcijaństwa, sekta o tajemniczo i orientalnie brzmiącej nazwie, new age’owy couch, samozwańczy terapeuta czy nowy partner lub partnerka, nigdy nie ma ona na celu naszego dobra, a jedynie zwiększenie kontroli, którą podmioty te chcą uzyskać nad naszym postępowaniem. Efektem ma być odseparowanie nas od osób, które mogłyby zauważyć, że nasza autonomia - możliwość podejmowania decyzji nie w zgodzie z narzuconymi zasadami, ale własną wolą, intuicją i sumieniem - jest zagrożona, często w stopniu, który prowadzi do krzywdy psychicznej czy fizycznej. Osób, które mogłoby nam pomóc dostrzec, co się dzieje, i dać nam wsparcie bardzo potrzebne kiedy zdecydujemy się opuścić szkodliwe dla nas środowisko, grupę czy relację.1
Dogmatyzm
Dogmatyzm oznacza bezkrytyczne przyjmowanie pewnych tez jako prawdziwych, bez kwestionowania, zadawania pytań oraz rozpatrywania ich w szerszym kontekście. Może to dotyczyć zasad religijnych, które powstały tysiące lat temu w pewnych warunkach społecznych, kulturowych, klimatycznych, etc., mających wtedy praktyczne zastosowanie lub sensowne wytłumaczenie (albo nawet wtedy nie); ale prezentowany jako dogmat przekaz, nawet w obrębie posiadającej długą tradycję religii, często wcale nie pochodzi sprzed wieków a jedynie stanowi wytwór wyobraźni mniej lub bardziej współczesnych autorów. Niepodlegające negocjacjom dogmaty, do których jednostka musi się dostosować, aby być członkiem danej grupy lub pozostawać w relacji z głoszącym je “autorytetem” regulują często wszystkie lub niemal wszystkie elementy codzienności, takie jak dieta, sposoby leczenia chorób i dolegliwości, role płciowe, ubiór… Trzeba być świadomym, że sztywne zasady, niepozostawiające miejsca na interpretację, zawsze prędzej czy później stają się nieaktualne lub puste, niezależnie od pierwotnej intencji czy powodów, jakie stały za ich sformułowaniem. Wszystko w otaczającym nas kosmosie - również my sami - nieustannie się zmienia, przekształca i ewoluuje, a w prawdziwym życiu nic nie jest czarno-białe. Dogmatyzm może wydawać się pociągający dzięki swojej pozornej prostocie, jednak w rzeczywistości stanowi przeszkodę, poważną przeszkodę w naszym rozwoju intelektualnym, moralnym i duchowym; przed wydaniem osądu o danej sytuacji zawsze należy poznać i wziąć pod uwagę kontekst oraz okoliczności. Dogmaty w żadnym wypadku nie przybliżają nas do prawdy, przeciwnie, ograniczają do niej dostęp, powstrzymując nas przed krytycznym myśleniem i kierowaniem się własnymi odczuciami, instynktami i intuicją.
Uproszczenia
Często stanowiące treść wspomnianych wcześniej dogmatów. Za każdym razem, kiedy upraszczamy złożoną kwestię, jesteśmy zmuszeni odrzucić wszystko, co nie pasuje do wybranej narracji. Niestety, kwestie ideologiczne prawie zawsze są złożone, więc bardzo łatwo tym, co po drodze odrzucamy stają się Inni - istoty żywe inne niż ludzie, wyznawcy innych religii i przedstawiciele obcych kultur, wyznawcy tej samej religii, ale nie uznający tych samych dogmatów albo bardziej przywiązani do ducha, niż do litery świętych tekstów, mniejszości seksualne, mniejszości etniczne, wszyscy uznani za “grzeszników”, wykraczający poza określone arbitralnie normy. Wszyscy, którzy nie mieszczą się w ciasnych, ograniczających definicjach, czyli ostatecznie w s z y s c y - nasza natura, tożsamość, dusza, są dzikie i pełne sprzeczności, a odcinając się od części z nich tylko po to, by dopasować się do odgórnie narzuconych ról i zasad, tracimy część swojego jestestwa, wewnętrznej siły, twórczej, kreatywnej energii.
Wstyd
Uczucie wstydu bynajmniej nie należy do tak zwanych uczuć podstawowych - uniwersalnych, odczuwanych przez ludzi w każdym wieku, wychowanych w dowolnej kulturze i warunkach; raczej stanowi ono mieszankę kilku z nich oraz wyuczonego sposobu interpretacji swoich wewnętrznych przeżyć. Wstyd nieodłącznie wiąże się z byciem widzianym, obserwowanym w sytuacji, w której nikt nas nie powinien widzieć; ani pozostali członkowie społeczności, ani karzące i wszystko-widzące bóstwo. Warunkiem koniecznym do pojawienia się wstydu jest właśnie to poczucie bycia postrzeganym i ocenianym przez zewnętrznego obserwatora. Możemy oczywiście wstydzić się w samotności, ale wymaga to od nas wyobrażenia sobie, jak jesteśmy postrzegani i oceniani2; wstyd jest nierozerwalnie związany z surowymi normami społecznymi i w przeciwieństwie do poczucia winy, nie jest ukierunkowany na konkretny uczynek czy zachowanie, ale na całą naszą osobę, uderza w tożsamość i wiąże się z zaburzonym poczuciem własnej wartości (wywołująca wstyd przewina jest nie do zmazania, więc my sami jesteśmy już na zawsze “uszkodzeni”).
Poczucie winy zasadniczo bierze się z przekonania o uczynionej krzywdzie, czymś namacalnym czemu można próbować zadośćuczynić, co może zostać przebaczone, zrozumiane i zapomniane. Wstyd tymczasem ma taką właściwość, że może przylgnąć do nas na bardzo, bardzo długo, niezależnie od tego, czy uzyskaliśmy symboliczne rozgrzeszenie, czy nie. Różnicę momentami widać także na poziomie języka - winnym można być jedynie tego, co się uczyniło, a wstydzić należy się “za siebie”, za to kim i jakim się jest, co się mimowolnie nawet pomyślało, za własne naturalne odczucia i impulsy. Chyba najczęściej można zaobserwować wykorzystanie wstydu jako sposobu sprawowania kontroli nad sferą seksualną jednostek, szczególnie tych posiadających żeńskie narządy rozrodcze, nad ich wyglądem, cielesnością i płodnością. A jeśli wywoływanie i utrzymywanie poczucia wstydu (często w połączeniu z groźbą nieuniknionej kary) jest jednym ze sposobów regulowania zachowania danej osoby czy grupy osób, bez wątpienia mamy do czynienia z sytuacją niezdrową.
Silna hierarchia
Ewidentna oznaka wskazująca, że w danej grupie występują różne formy opresji. Można próbować z tym dyskutować, ale fakty są takie, że każdy rodzaj władzy nad innymi wiążę się z możliwością nadużyć; im większa władza, tym gorsze nadużycia. W przypadku zdecentralizowanych, niewielkich grup, w których wyłaniają się w potrzebie naturalni “liderzy”, osoby o pewnych cechach i zdolnościach, zasadniczo nie otrzymują one takiego stopnia władzy nad pozostałymi co w przypadku wielkich, wielopiętrowych hierarchii - wodzowie i wodze stanowią raczej przedstawicieli całej grupy, w przeciwieństwie do, dajmy na to, królów i szlachty, którzy mogli postępować z najmniej uprzywilejowanymi i jednocześnie stanowiącymi najbardziej liczną grupę społeczną poddanymi w praktycznie dowolny sposób. Władza tych drugich nie opiera się na szacunku, ale na groźbie i możliwości użycia specjalnie w tym celu skumulowanej siły3. Inny problem stanowi to, że przy nadmiernie rozwiniętych strukturach władzy możliwość utrzymywania jej za wszelką cenę w tych samych rękach szybko staje się ważniejsza niż nawet bardzo poważne wykroczenia przedstawicieli tychże struktur, czego przykładem jest tuszowanie przestępstw pedofilii popełnianych przez księży i seksualnych skandali z ich udziałem przez instytucje Kościoła Katolickiego.4
Strach
Bardziej naturalny i elementarny niż wstyd, ale równie łatwy do podsycenia i wykorzystania. Najczęściej to właśnie strach służy do tego, aby przekonać jednostkę do konieczności oddania swojej autonomii w zamian za ochronę przed wyolbrzymionymi, mało prawdopodobnymi, wyimaginowanymi albo, niestety przede wszystkim, spreparowanymi specjalnie w tym celu zagrożeniami. Pewnie już o tym pisałam i jeszcze nieraz napiszę, w naszej kulturze straszy się absurdalnie często naturą, dzikością, dzikimi zwierzętami, gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi - piękny, obfity świat, w którym jesteśmy zanurzeni, którego część stanowimy, przedstawia się jako całkowicie wrogi i odrębny. Ale nie jest to jedyna taktyka, kobiety na przykład próbuje się przekonać niemal na każdym kroku, i mają w tym swój niemały udział wielkie światowe religie, że potrzebują one mężczyzn, którzy chroniliby je przed krzywdą z ręki… też mężczyzn, ale tych innych, tych pozostałych, nie tego, który to akurat głosi w każdym razie.5 Kobiety muszą też przestrzegać zasad, nie zachowywać się ani nie ubierać w prowokujący sposób, nie bywać w określonych miejscach o określonych porach. Dokładnie tego samego schematu, co powtarzający ten przekaz mizogini, trzymają się kaznodzieje chrześcijańscy straszący piekłem, wiecznym cierpieniem, nawet za takie “przewinienia”, jak urodzenie się w innej wierze czy miłość do osoby tej samej płci. Zagrożenie ma stanowić uzasadnienie zakazów i nakazów, a strach zapewniać, że będą one przestrzegane.
Przymus
Jeżeli jesteśmy zmuszeni, żeby czynić “dobrze”, czy faktycznie jesteśmy dobrymi osobami? Jeżeli nasze zachowanie polega na podporządkowaniu się woli innych, równie przecież ludzkich, a wynika tylko ze strachu, wstydu, obawy przed wykluczeniem, manipulacji, jak może być mowa o jakimkolwiek duchowym rozwoju, przebudzeniu, moralnym tryumfie, miłości do bliźnich i do samego siebie? Jeżeli jesteśmy wykorzystywani, by dalej rozpowszechniać ideologię, która odpowiada za nasze własne krzywdy, jak możemy wciąż wierzyć, że to właśnie jest właściwa droga?..
Warto tutaj odróżnić świadomą, indywidualną decyzję dotyczącą odizolowania się, szczególnie tymczasowego, w klasztorze buddyjskim czy chrześcijańskim od strategii danej osoby lub instytucji mającej na celu odrywanie innych od potencjalnych źródeł wsparcia - nie zawsze będziemy zgadzać się z bliskimi co do tego, co jest dla nich dobre, i często w takim wypadku pozostaje nam tylko zaufać ich osądowi.
Oczywiście i w klasztorach zdarzają się różnego rodzaju nadużycia, stąd jednak mowa o świadomej decyzji - każdy powinien zdawać sobie sprawę z możliwych zagrożeń i wiedzieć, jak należy na nie zareagować, nie tylko w obrębie instytucji religijnych, ale po prostu codziennego życia.
innymi słowy, tworzymy sobie “zewnętrznego obserwatora” wewnątrz własnej głowy.
podobnie jak władza państwowa we współczesnych państwach narodowych; wniosek sam wyprowadź..
katolicy to niejedyni chrześcijanie, którzy nie potrafią się powstrzymać od krzywdzenia tych, którzy nie mają jak się bronić; skauci to w końcu organizacja związana z protestantami z USA, nie katolikami.
Nie wiem, czy tylko dla mnie narzucającym się rozwiązaniem jest usunięcie wszystkich mężczyzn z równania, ale byłoby ono proste i efektywne. Nie, oczywiście tylko żartuje, nie ma prostych rozwiązań; jako społeczeństwo musimy zacząć wychowywać lepszych mężczyzn, nie pozwalać im unikać odpowiedzialności za swoje zachowanie, przedstawiać im właściwe wzorce, odpowiednio dbać o ich rozwój emocjonalny i duchowy. I zmienić cały niezrównoważony układ społeczny.