Dzięki nieumiarkowanemu zamiłowaniu ludzkiej kultury do przechowywania, powielania oraz przetwarzania opowieści mamy dostęp do słów i odczuć poetów z wielu różnych stron świata, sprzed wieków, a nawet tysiącleci; a jeśli chodzi o dostrzeganie tego, co ukryte, wypowiadanie prawd, o których mieliśmy zapomnieć, przypominanie o naszej dzikiej naturze, wzywanie sprawiedliwości w imieniu tych, których głosów nikt nie słyszy, zwracanie uwagi na absurdy naszej codzienności, to właśnie poeci (i inni artyści również!) sprawdzają się znakomicie.
Dla tych, którzy nie znają lub nie pamiętają baśni Andersena o próżnym królu i jego konformistycznym dworze, w skrócie ją opowiem. Pewien władca, kochający przepych i piękne, unikalne stroje - delikatnie mówiąc nie oszczędzający na swojej garderobie - stał się celem dwójki sprytnych oszustów. Podając się za niezwykle umiejętnych krawców zaproponowali wykonanie dla króla wyjątkowego stroju, uszytego z tkaniny tak delikatnej i niesamowitej, że aż niewidocznej dla oczu głupców i osób niekompetentnych. Udawali że tkają, kroją i szyją, kręcąc kołowrotkiem, wymachując nożycami w powietrzu i prezentując nieistniejący materiał tak przekonująco, aż każdy kolejny urzędnik i dworzanin posłany żeby zobaczyć postępy pracy udawał razem z nimi; przecież nie mogli przyznać się, że są niekompetentnymi głupcami. Kiedy w końcu sam król udał się na przymiarkę, zapewniany o pięknie zamówionego stroju już nie tylko przez sprzedających go oszustów, ale własnych zaufanych doradców, przerażony samą możliwością bycia uznanym za nienadającego się na swoje stanowisko, także zachował się jak gdyby widział i czuł na sobie niezwykłe nowe szaty. Oszuści otrzymali sowitą zapłatę, a król odziany jedynie w buty i koronę, z berłem w jednym ręku i złotym jabłkiem w drugim opuścił pałac, aby wystąpić przed swoimi poddanymi. Mieszkańcy stolicy, którzy słyszeli płynące od dworzan zachwyty nad materiałem i jego właściwościami, również udawali, że ze strojem monarchy jest wszystko w porządku. Dopiero małe dziecko uświadomiło zebranym, wliczając w to samego władcę, że rzeczywiście są takimi głupcami, na jakich bardzo obawiali się wyjść; dziecko jest w stanie przedłożyć świadectwo własnych zmysłów nad to, co zostało mu jedynie powiedziane, i zawołać głośno: “król jest nagi!”…
Zebrani mieszkańcy miasta ośmieleni słowami dziecka sami dostrzegli, że nie tyle nie widzą żadnych magicznych szat, co po prostu tych szat nie ma. Im więcej osób powtarzało głośno prawdę, tym bardziej było oczywiste, że mają rację. Jednak królowi - który już i tak podejrzewał, że został oszukany kiedy usłyszał głos ludu - oraz jego dworzanom nie pozostało nic innego jak zrobić dobrą minę do złej gry i maszerować przez stolicę z jeszcze większą dumą.
Naga prawda
Opowieść o królu i jego nowych szatach możemy bardzo łatwo odczytać jako przypomnienie, że wszelkie społeczne hierarchie1 są niczym innym, jak umową, której co najmniej w pewnych okolicznościach nie powinniśmy przestrzegać. Król, chociaż próżny i wydający majątek państwowy na własne zachcianki, nie został przedstawiony jako zupełnie zły władca; jego ministrowie byli opisani jako mądrzy i doświadczeni; wszyscy dworzanie i mieszkańcy stolicy to po prostu grupa zwyczajnych ludzi, mniej lub bardziej solidnie wykonujących swoje zajęcia. Jednak samo istnienie hierarchii - a przede wszystkim związanego z wyższymi stanowiskami niemal nieograniczonego dostępu do zasobów i przywilejami, z których ewentualną utratą niewielu potrafi się pogodzić - stanowi żyzny grunt dla różnego rodzaju nadużyć, przekłamań czy manipulacji. Nie bez powodu o nagości króla mówi dziecko, nienauczone jeszcze myślenia, że władca czymś zasadniczym różni się od innych; dziecko ma bezpośredni dostęp do prawdy, ponieważ jest “niewinne”, nie wpojono mu jeszcze, że aby otrzymywać nagrody i uniknąć kar w hierarchicznym systemie będzie musiało udawać wraz z innymi że dostrzega sens i słuszność tam, gdzie ich nie ma. Kiedy przestrzeganie umowy społecznej wymaga okłamywania siebie i innych, postępowania wbrew naturze i rozsądkowi, dziecko nie czuje się do tego zobowiązane; instynktownie potrafi dostrzec prawdę ukrytą starannie za zasłoną dobrze dobranych słów.
Może też być tak, że nagość króla symbolizuje nie tylko nadużycia władzy, ale obnaża niestosowność samej instytucji władzy, która wkłada los niezliczonych osób w ręce niewielu, niczym nieróżniących się od pozostałych, a otrzymujących automatycznie znaczny autorytet oraz dostęp do zasobów pozwalających im bezkarnie folgować swoim słabościom2.
Czytelnikowi baśni pozostawione zostało do rozstrzygnięcia, czy kompromitujące doświadczenie czegoś króla nauczyło. Czy zawstydzenie związane z uroczystym przemierzaniem miasta nago, świadomością, że dało się oszukać z powodu własnej słabości do przepychu i obawy przed utratą autorytetu i władzy, wreszcie usłyszenie sprzeciwiającego się ewidentnie absurdalnej sytuacji “głosu ludu” spowodowało, że władca ograniczył wydawanie państwowego majątku na drogie, niepotrzebne stroje? Czy wraz ze swoimi dworzanami nabrał pokory, zaczął traktować zajmowane stanowisko jako przede wszystkim wymagający obowiązek, nie przywilej czy przyjemność? A może postanowił udawać, że to wszystko wcale się nie wydarzyło, nawet zastosował jakąś formę opresji wobec osób, które by o tym wspominały?…
Jednak opowieść ta zawiera w sobie więcej, niż tylko komentarz polityczny; Andersen dostrzegł w zachowaniu otaczających go ludzi, a następnie zdołał w pięknej formie uchwycić bardziej subtelne zjawiska, które zostały opisane także przez współczesną psychologię i socjologię.
Obnażone mechanizmy
Badacze zajmujący się psychiką tłumu i mechanizmami społecznymi opisali wiele zjawisk, których efekty mogą przypominać opowieść o nowych szatach króla. Pluralistyczna ignorancja na przykład na miejsce wtedy, gdy ludzie zakładają (oczywiście błędnie), że większość innych członków grupy posiada opinie czy przekonania odmienne od ich własnych. A ponieważ nie chcą wyłamać się z grupy, mówią albo wręcz działają niezgodnie ze swoimi przekonaniami, pewni, że w ten sposób dostosowują się do woli większości. Podłoże zarówno błędu w ocenie, jak i jego konsekwencji może być różne, jednak zazwyczaj pojawiającymi się czynnikami jest obawa przed ostracyzmem społecznym i chęć odczuwania aprobaty ze strony swojego otoczenia. Odmianami pluralistycznej ignorancji są między innymi myślenie grupowe i efekt przechodnia.
Myślenie grupowe jest pewnie wielu z nas znane w formie anegdotycznej “IQ grupy wynosi tyle, co IQ najgłupszego uczestnika podzielone przez ilość członków grupy”. Krótko mówiąc, chodzi o sytuację, w której kilka osób rozsądnych i kompetentnych wspólnie podejmuje zupełnie nieadekwatną, niestosowną decyzję, co wynika właśnie z przekonania każdej z nich, że są jedynymi niezgadzającymi się z ową decyzją. Powodowani niechęcią wobec wyłamania się z, w ich przekonaniu, jednolitego zespołu, są gotowi pogodzić się z przewidzianymi przecież negatywnymi konsekwencjami dokonanego wyboru. Efekt przechodnia natomiast powoduje, że w sytuacji wywołującej znaczne, pchające nas do działania emocje jesteśmy bardziej gotowi uznać, że owe emocje są nieadekwatne, niż że w rzeczywistości nieadekwatny jest brak reakcji ze strony innych świadków zdarzenia, być może sparaliżowanych przez ten sam tok myślenia. Ponownie jednostka uznaje, że opinia grupy, do tego domniemana, jest ważniejsza od jej własnej.
W większej skali również nie zawsze problem stanowi to, że członkowie danej społeczności nie widzą kiedy w jej obrębie dzieje się coś złego, ani że świadomie to popierają; zazwyczaj zupełnie rozsądna ilość osób zdaje sobie sprawę, lub zdawałaby sobie, gdyby poświęciła trochę czasu na zbadanie niepokojącego je zjawiska, że zachodzi jakaś nieprawidłowość którą należałoby się zająć. A jednak, pod wpływem mieszanki opisanych zjawisk i wpojonego przez kulturę dostosowywania się do społecznej hierarchii, osoby te prawie nigdy nie sądzą, że to właśnie one mogłoby lub powinny zająć się “naprawianiem” tego, co nie działa właściwie; albo zakładają, że zajmą się tym inni, bardziej wykwalifikowani do tego zadania ludzie - choćby naukowcy, politycy, wynalazcy - obawiając się, że ich głos nie zostanie usłyszany, nie będą w stanie niczego zmienić, a może nawet spotkają się z nieprzyjemnościami ze strony innych osób, dla których priorytetem jest zachowanie status quo, znanego, ustalonego porządku. Niestety, obdarzanie tego rodzaju zaufaniem instytucji imperialistycznego systemu społecznego wiedzie nas donikąd, ponieważ są one od początku wadliwie zaprojektowane. Ich podstawowym celem nie jest (tak jak zdrowych wspólnot nie tylko ludzi, ale także wszystkich innych stworzeń żyjących w grupach) dbanie o dobrostan każdego z członków wspólnoty, ale oferowanie, utrwalanie i rozszerzanie zakresu władzy i przywilejów niewielkiej ilości posiadających określone cechy osób.3
A czasem zdarza się i tak, że to, co myślimy nie zgadza się z tym, co postrzegamy - sytuacja ta jest nazywana w psychologii dysonansem poznawczym. Choć, niestety, zazwyczaj wcale nie prowadzi ona do lepszego poznania świata, ponieważ zamiast jak dzieci wierzyć świadectwu własnych zmysłów, wypieramy to, co nam przekazują, próbując w zamian trzymać się tego, czego zostaliśmy nauczeni poprzez przekazy kulturowe. Tego, co zgodnie z modelami grupowego myślenia często niesłusznie uznajemy za “zdrowy rozsądek” albo powszechnie spotykaną opinię. Nie chcemy wyłamać się ze społeczności, nawet jeżeli nasze wyobrażenie na temat najbardziej rozpowszechnionych wierzeń i przekonań jest zwyczajnie błędne. Bardzo często reakcją na dysonans poznawczy jest uznanie zdarzenia czy osoby, która go wywołała za rzadki wyjątek od reguły, przy jednoczesnym zachowaniu nienaruszonego światopoglądu. Wybieranie skonstruowanej opinii ponad surowe, bezpośrednie doświadczenie to pochodna nie tylko pluralistycznej ignorancji, ale także tego, na jakim piedestale stawiamy w naszej kulturze umysł i intelekt w stosunku do innych elementów konstytuujących nas jako istoty ludzkie, takich jak emocje, intuicja i instynkty (między innymi, powody są złożone i nie wyczerpałam tutaj ich listy).
Mimo wszystko naprawdę zadziwia mnie, jak ludzie potrafią upierać się przy obronie stanowiska wyraźnie sprzecznego z doznawaną, poznaną, a czasami systematycznie zbadaną rzeczywistością. Każde z opisanych powyżej zjawisk, jak i wiele innych, podobnie działających schematów myślenia grupowego oraz indywidualnego, dałoby się rozwiązać za pomocą skutecznej, bezpośredniej komunikacji, szczerości, otwartości i życzliwego podejścia do otaczających nas osób; oraz do otaczającej nas rzeczywistości.
szczególnie w społeczeństwach, w których wysoki status jest narzucony odgórnie, powiązany z zewnętrznymi czynnikami, takimi jak stan materialnego posiadania, pochodzenie, narodowość, wyznanie, płeć i tym podobne; nieco inaczej wygląda to we wspólnotach, w których również występują hierarchie, ale wynikające z pojawiającego się naturalnie szacunku dla mądrości, doświadczenia lub innych wewnętrznych przymiotów jednostki. W tych drugich charakterystyczne jest także to, że władza osób pełniących przywódcze role nie jest władzą absolutną - nie pozwala im na naruszanie autonomii innych osób.
spójrzmy tylko na współczesnych polityków!
kiedy pomyślimy o władzy i przywilejach, jakie miały “namaszczone przez Boga” klasy wyższe w feudalnej Europie - wyraźnie zależne od urodzenia, nie od edukacji, doświadczenia czy kompetencji - dostrzeżemy tę dynamikę bez problemu. Większą trudność sprawia dojrzenie, że wbrew temu jak się współczesne systemy zazwyczaj przedstawia w naszej kulturze, w społeczeństwach kapitalistycznych i imperialistycznych dynamika pozostała ta sama; po prostu władza przeszła w ręce innej grupy ludzi.