Powietrze i owoce nasycone promieniami słońca, ciężkie i pełne. Szum chłodnej wody i wiatru w koronach drzew, które już zaczynają zrzucać pierwsze pożółkłe liście. Bzyczenie owadów w suchej, wysokiej trawie. Ciepłe noce, aksamitne niebo przecinane blaskiem spadających gwiazd. Kolorowe skrzydła motyli. Gwałtowny spektakl burzy z jej rozgałęzionymi błyskawicami. Świeży zapach deszczu i rozgrzanej łąki.
Tak jak zima wzywa do podróży w głąb siebie, tak lato budzi pierwotną potrzebę wędrówki. Odkrycia, co znajduje się za kolejnym wzgórzem, jak daleko da się przejść brzegiem rzeki, dokąd prowadzi w połowie zarośnięta ścieżka. Jeżeli nie czujemy tego teraz, z pewnością czuliśmy jako dzieci - swoboda i ekscytacja, jaką dawały wakacje, długie jasne wieczory, wycieczki w nieznane lub po prostu oddalone od domu miejsca. A we wczesnym dzieciństwie, w czasie, którego nie pamiętamy na świadomym poziomie, każdy z nas był przede wszystkim odkrywcą, zbieraczem, obserwatorem; naszym zadaniem było poznawanie i podziwianie otaczających nas krajobrazów, istot, ekosystemów, całego otaczającego nas świata. Chłonięcie, wdychanie, smakowanie i dotykanie. Letnie miesiące są pięknym czasem, aby wrócić do tego naturalnego sposobu postrzegania świata, obudzić w sobie tą samą ciekawość i podziw, pozwolić sobie wędrować bez celu, spacerować boso po łące, zamoczyć dłonie w chłodnym strumieniu, wąchać kwiaty i jeść owoce dopiero co zerwane z drzewa. Odczuwać wszystkimi zmysłami, że jest się żywą, nieodłączną częścią niezwykłej, złożonej i bogatej przyrody.
Jednak lato ma nam do pokazania więcej, niż tylko obfitość. Pomimo bycia najcieplejszą, słoneczną porą roku, nie jest już jedynie czasem rozwoju, narodzin i wzrostu, ale niesie już w sobie jesień i zapowiedź zimy. Można powiedzieć, że tak jak zima jest brzemienna obfitością lata, obietnicą kwiatów i owoców, tak lato siwieje, staje się spokojniejsze, przypomina o nadchodzącym czasie snu. Wyznaczające początek lata przesilenie jest najdłuższym dniem w roku, ale też właśnie od niego dnia zaczyna ubywać; zieleń lasów i łąk nie jest już wiosennie świeża, ale ciemniejsza i poprzetykana brązem pierwszych schnących liści; zwierzęta korzystają z obfitości owoców, nasion, grzybów, dopóki jeszcze nie muszą gromadzić zimowych zapasów; pisklęta, które wykluły się w tym roku, właśnie latem muszą opanować niezwykłą umiejętność latania, zanim nadejdzie ochłodzenie, a wraz z nim konieczność bliższych i dalszych wędrówek.
Przesilenie letnie było również ważną datą w obrzędowości naszych przedchrześcijańskich (i późniejszych, przemianowano je po prostu na Wigilię Świętego Jana) przodków. Nie tylko określało początek intensywnych prac rolniczych, przede wszystkim zbiorów zboża, ale także przejście z jasnej, słonecznej połowy roku do połowy ciemnej. Tradycyjnie palono ogniska, splatano wianki z kwiatów, była to również pierwsza noc, w którą można było bezpiecznie zażywać kąpieli w naturalnych zbiornikach wodnych nie będąc niepokojonym przez rusałki, utopce czy inne demony rzeczne i jeziorne. Niegdyś, zanim jeszcze Kościół, a następnie państwo zawłaszczyło sobie prawo do przeprowadzania ceremonii związanych z momentami przejściowymi w życiu, przesilenie letnie było również okazją dla zakochanych, aby wziąć ślub bez trzymania się społecznych i “administracyjnych” norm takich jak zezwolenie rodziny albo posiadanie wymaganego przez przyszłych teściów majątku.
Od pewnego czasu lato daje nam również szansę, aby dostrzec gwałtowne zmiany, które zachodzą w otaczającym nas świecie i zostać przez nie zaalarmowanym. Choć możemy udawać, że “łagodne”, ciepłe i bezśnieżne zimy nie są problemem, a niektórym są wręcz na rękę, nie da się tak łatwo zbagatelizować wpływu wielotygodniowych upałów na nasze zdrowie i samopoczucie (co stanowi pierwszy krok do uzmysłowienia sobie, że wpływają również na wszystkie inne istoty wraz z nami zamieszkujące Ziemię). W Polsce nie mamy, przynajmniej póki co, aż tak ekstremalnych zjawisk atmosferycznych jak w wielu innych częściach świata, ale i u nas obserwujemy coraz częstsze fale upałów, gwałtowny, wyrywający drzewa i dachy wiatr, powodzie błyskawiczne i jednoczesne niedobory wody. Niezależnie od tego, czy ktoś wierzy, że ludzkie działania w obrębie zindustrializowanej imperialistycznej gospodarki są główną przyczyną zmian klimatu, czy nie, trudno jest zaprzeczyć, że ludzkie działania mogą się przyczynić do łagodzenia ich skutków.
Nie będziemy się teraz zajmować rozwiązaniami systemowymi, choć są nie tylko potrzebne, a konieczne - niestety, politycy reprezentują system i są jego nieodłączną częścią, czerpiąc korzyści z tego w jaki sposób działa, więc dokonanie przez nich poważnych zmian jest procesem możliwym, ale żmudnym, trudnym i bolesnym. Zamiast tego skupmy się na tym, co może zrobić każdy z nas na co dzień.
Jednym z najprostszych sposobów, aby schłodzić nasze najbliższe otoczenie, zatrzymywać więcej wody w glebie, co powstrzymuje zarówno susze jak i powodzie, a jeszcze przy okazji stworzyć przyjazne warunki dla dzikich gatunków zwierząt (również w miastach! chodzi przede wszystkim o ptaki, owady zapylające, świetliki, jeże, a nawet żaby, jeśli ktoś ma szczęście) jest sianie i sadzenie roślin. Utrzymanie zdrowego ekosystemu we własnym ogrodzie wymaga pewnego nakładu pracy, jednak na dłuższą metę stwarza przestrzeń nie tylko piękniejszą, ale także o wiele łatwiejszą w utrzymaniu niż jednogatunkowy, przystrzyżony trawnik1. Pestycydy, trucizny wykorzystywane do pozbywania się z trawnika innych gatunków roślin i zabijania zwierząt, które postrzegamy jako szkodniki, są co roku odpowiedzialne za śmierć milionów pszczół miodnych, dzikich pszczół, trzmieli, motyli i innych owadów niezbędnych w uprawie roślin ozdobnych oraz użytkowych. Wielokrotne przycinanie trawników od wiosny do jesieni generuje zupełnie niepotrzebne zużycie energii - chyba że ktoś pracuje jeszcze sierpem albo kosą, a ilość wody niezbędnej do utrzymania krótkiej, niezróżnicowanej gatunkowo trawy, szczególnie podczas długich okresów upału i suszy, delikatnie nazwę ilością nierozsądną. Tymczasem naturalna łąka, łąka kwietna2, podlewania nie wymaga w ogóle (sporadycznie podczas suszy; zależy także od otoczenia naszego ogrodu), a skosić wystarczy ją raz, późną jesienią. Oczywiście możemy naturalny, wysoki trawnik utrzymywać tylko w części ogrodu, a wciąż wycinać i plewić ścieżki i grządki z dodatkowymi roślinami ozdobnymi czy uprawnymi, a tam, gdzie z jakiegoś powodu chcemy mieć większy kawałek krótkiego “trawnika”, warto pozwolić rosnąć gatunkom, które dobrze znoszą nieprzesadne przycinanie, ale jednocześnie pozwalają na zachowanie bioróżnorodności, takim jak koniczyna biała i czerwona, mający mnóstwo zastosowań kulinarnych i leczniczych mniszek czy inne pospolicie występujące kwiaty oraz trawy. Osobiście zachęcam też bardzo do sadzenia drzew, choćby owocowych, ponieważ pełnią one olbrzymią i niedocenianą rolę w utrzymywaniu ekosystemów w takim stanie, w jakim je znamy, a wszędzie na świecie są zagrożone przez niezrównoważone działania imperialistycznej gospodarki. Poza tym drzewa oferują niezastąpione usługi w zakresie zatrzymywania wody w glebie, oczyszczania powietrza, produkcji tlenu oraz obniżania odczuwalnej temperatury.
Niestety, większość ogrodów w miastach i na przedmieściach, o ile nie są to stare ogrody, raczej nie ma miejsca nawet na jedno drzewo, a tym bardziej więcej. A skoro o braku miejsca mowa, co z tymi z nas, którzy nie mają pod swoją opieką kawałka ziemi? Wiele roślin, zarówno użytkowych jak i ozdobnych, chętnie odwiedzanych przez owady zapylające, można z powodzeniem hodować w donicach na balkonach i parapetach, choć wymagają one zdecydowanie więcej pielęgnacji niż rosnąca w glebie łąka kwietna. Także rośliny trzymane w mieszkaniach, mimo że nie posłużą żadnym dzikim zwierzętom oprócz mieszkańców, odwdzięczają się za podlewanie i usuwanie suchych liści tworząc w zamkniętej przestrzeni korzystny mikroklimat, obniżając temperaturę, oczyszczając oraz nawilżając powietrze.
warto również zdać sobie sprawę, jakie jest pochodzenie mody na krótkie, jednorodne trawniki; otóż są one związane ze zwyczajami europejskiej burżuazji, i miały na celu zaprezentowanie, że są tak bogaci, że mogą marnować swoją ziemię zamiast hodować na niej rośliny, z których można wytwarzać pokarm, materiały, ozdoby i lekarstwa. Mieszkańcy USA “odgapili” trawniki od zachodnioeuropejskiej szlachty, klasa średnia od klasy wyższej, a następnie Europejczycy od osób ze Stanów. Jest to zresztą droga, którą przebyło wiele współczesnych mitów, zwyczajów i przekonań.
pod taką nazwą najczęściej znajdziemy odpowiednie mieszanki nasion, zawsze jednak warto sprawdzić, czy wchodzące w ich skład rośliny są gatunkami rodzimymi.