Idea samowystarczalności jednostki nie jest niczym więcej, jak przewrotną strategią marketingową napędzającą konsumpcjonizm krajów “rozwiniętych”. Niezależność i samowystarczalność, choć są pięknymi konceptami, osiągalnymi do pewnego stopnia, pozostają przede wszystkim niezgodne z fundamentalnymi prawami świata przyrody oraz naszą własną naturą, psychicznymi potrzebami istoty społecznej. Co możemy zrobić, żeby zdekonstruować pragnienie “samowystarczalności” oraz zhierarchizowane, sztywne struktury społeczne, które utrudniają nam nawiązywanie głębokich, wzbogacających relacji?
Rodzina nuklearna i imperialna propaganda
Gwałtowny kryzys zdrowia psychicznego, z którym mamy obecnie do czynienia w Europie i jej koloniach (a także innych państwach imperialnych, takich jak Japonia, Chiny i Korea), objawiający się w postaci wzrastającej ilości osób cierpiących z powodu ciężkiej depresji, stanów lękowych czy ataków paniki1, pojawiania się ich w coraz młodszych grupach wiekowych, również gwałtowny spadek poczucia zadowolenia z różnorodnych sfer życia, takich jak praca i życie społeczne, wśród dorosłych, nawet w grupach od dziesięcioleci uprzywilejowanych, nie ma jednej prostej przyczyny. Każdy przypadek jest indywidualny i tak powinien być traktowany, jednak nie możemy ignorować szerszego kontekstu - środowiska w którym żyjemy i które w olbrzymim stopniu wpływa na naszą kondycję psychofizyczną. Dotyczy to stanu otaczającej nas przyrody, ponieważ jesteśmy w niej materialnie osadzeni i splątani ze wszystkim innym, co w niej żyje, oraz systemu społecznego i kultury, które formują nasze relacje i postawy wobec innych ludzi i całego świata zewnętrznego. W tym tekście zastanowimy się właśnie nad kulturowymi i społecznymi czynnikami kształtującymi relacje międzyludzkie.
Zacznijmy od rodziny, którą najprostsza socjologiczna definicja nazywa podstawową, najważniejszą grupą społeczną. Modele rodziny w społecznościach imperialnych zawsze są hierarchiczne, ponieważ władza państwowa potrzebuje struktury, kolejnych stopni, na których może się oprzeć, a pierwszym, rzeczywiście podstawowym stopniem tej struktury w heteropatriarchacie jest władza rodziców nad dziećmi i mężczyzn nad kobietami. Choć w ubiegłych dziesięcioleciach obie zostały poddane intensywnej krytyce, również na poziomie psychologicznym i filozoficznym, co doprowadziło do stopniowej poprawy w wielu dziedzinach życia (na przykład prawo pozwala kobietom na posiadanie własności i zabrania stosowania kar fizycznych wobec dzieci), tysiąclecia propagowania przez państwo i kościół konkretnej wizji rodziny nadal mają negatywny wpływ na nasze codzienne życie, objawiając się w postaci przemocy domowej, seksizmu, rygorystycznych norm społecznych czy podporządkowywania dzieci wyobrażeniom dorosłych.
Ale do izolacji społecznej, która nie tylko ułatwia niezaburzone funkcjonowanie opresyjnych stosunków rodzinnych, również bezpośrednio powoduje wspomniane wcześniej problemy z równowagą psychofizyczną, przyczynia się rozwinięty kapitalizm. Nasza naturalna zależność od ziemi, jej bogatych ekosystemów oraz konieczność bezpośredniej współpracy z wieloma członkami społeczności zostały zastąpione zależnością od imperialnych instytucji i wielkich koncernów (niezbyt skutecznie zastąpione, przez niezrównoważone działania tychże instytucji jesteśmy coraz bardziej zagrożeni klęskami żywiołowymi); co więcej, odbyło się to pod płaszczykiem “poprawy jakości życia”, “rozwoju gospodarczego”, “postępu”. Dodatkowo od dziecka każdy z nas otrzymuje przekaz promujący skrajny indywidualizm, według którego zdrowa i odnosząca sukcesy osoba nie potrzebuje innych - chyba że w formie skonwencjonalizowanych relacji które świadczą o statusie społecznym, relacji transakcyjnych2 - ponieważ dzięki wykonywanej pracy, a raczej dzięki wypłacie, może zapewnić sobie wszystko co pozwala sprostać wyzwaniom dnia codziennego, a ponadto dobra postrzegane jako luksusowe.
Pochodząca oczywiście z USA, modelowego kraju zachodniego kapitalizmu, koncepcja rodziny nuklearnej (to znaczy składającej się wyłącznie z biologicznych rodziców z dziećmi) zamieszkującej w domu stojącym pośrodku monokulturowego trawnika, posiadającej co najmniej dwa samochody i niezliczoną ilość elektronicznych gadżetów, jest stosunkowo nowa, szybko stała się standardem, celem i nieodłącznym wyznacznikiem osiągnięcia sukcesu społecznego. Choć model ten formował się już wcześniej, obecny kształt przybrał po drugiej wojnie światowej; częściowo jako odpowiedź na już nieodwracalne wtargnięcie kobiet na zarezerwowany wcześniej dla mężczyzn rynek pracy, częściowo aby odpędzić dojmujący brak poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, jednak przede wszystkim jako element strategii mającej na celu napędzenie “wzrostu gospodarczego” państw kapitalistycznych, który w praktyce nie oznacza niczego innego, niż zwiększenie dochodów politycznej i społecznej elity. Im bardziej jesteśmy pozbawieni równoległych, egalitarnych relacji międzyludzkich, tym więcej będziemy nabywać przedmiotów i korzystać z odpłatnych usług, a heteropatriarchalna struktura ma zapewnić szybszy wzrost liczebności ludzkiej populacji. Imperium przekonuje nas, że potrzebujemy jego opieki i usług na każdym kroku, tymczasem to imperium i jego najwięksi beneficjenci nas potrzebują - robotnice i robotników, konsumentów, matki i żołnierzy.
Samowystarczalny?..
Nasza rzeczywistość psychiczna wynika z naszej rzeczywistości materialnej, ale nie tej, której doświadczamy, tylko tej do której jesteśmy stworzeni, która przed setkami tysięcy lat ukształtowała naszych przodków. Naturalna dynamika relacji międzyludzkich jest głęboko zaburzona zarówno przez współczesny tryb życia, jak i narzucane od tysięcy lat hierarchiczne struktury społeczne.
Niestety o wielu aspektach życia naszych odległych przodków możemy jedynie spekulować, mniej lub bardziej realistycznie. Ale jedną z niewielu rzeczy, co do których trudno się nie zgodzić w świetle archeologicznych odkryć jest to, że przez przytłaczającą większość historii naszego gatunku ludzie funkcjonowali w obrębie niewielkich, wędrownych wspólnot. Również w czasach, kiedy rozpowszechniało się rolnictwo, równolegle z gwałtownym rozwojem imperiów powstawały oparte na egalitaryzmie i współpracy społeczności osiadłe. Niezależnie od przemian gospodarczych, politycznych i technologicznych, pozostaliśmy zawsze stworzeniami społecznymi. Spośród wielu strategii różnorodnych istot zamieszkujących Ziemię, pozwalających na przetrwanie i wypełnienie swojej roli jako części złożonego ekosystemu, ludziom przypadła właśnie wspólnotowość, podobnie jak słoniom, wilkom, gawronom, nietoperzom, szympansom czy lwom… Adaptując się i ewoluując w warunkach ścisłej współpracy z innymi członkami plemienia, rozwinęliśmy głębokie psychiczne mechanizmy zapewniające, że będziemy pragnąć, poszukiwać i pielęgnować nasze bliskie relacje społeczne. Nasza psychika i fizjologia są dostosowane do budowania i podtrzymywania głębokich, licznych więzi w obrębie zróżnicowanej grupy; jest to jeden z czynników pozwalających nam na prawdziwy indywidualny rozwój.
Zresztą problem z “samowystarczalnością” wykracza znacznie poza wspólnoty ludzkie. Zanim nastąpiły zmiany społeczne prowadzące do obecnego stopnia mechanizacji rolnictwa, industrializacji i konsumpcjonizmu, większość z nas miała bezpośredni dostęp do źródeł tego, co na fizjologicznym poziomie podtrzymuje nasze życie, do wody i pożywienia. Nie musieliśmy za nie płacić, ale musieliśmy włożyć wysiłek w poznanie zasad panujących w otaczającym nas ekosystemie, właściwości roślin i grzybów, zachowania zwierząt, wreszcie sposobów dbania o ziemię, aby odwdzięczała nam się wspaniałą obfitością. Musieliśmy posiadać podstawowe umiejętności zbierania i hodowania roślin, przygotowywania z nich posiłków oraz wytwarzania przedmiotów codziennego użytku (nie bez powodu do dzisiaj największą satysfakcję z pracy raportują osoby wykonujące coś rękami i ogólnie pracujące w zawodach wymagających kreatywności). Kiedy dogłębnie zdamy sobie sprawę z tego, jaka była relacja plemiennych wspólnot naszych przodków z przyrodą, dostrzeżemy, że obecny system społeczny i gospodarczy nie przybliża nas do samowystarczalności i osobistej wolności, ale od nich oddala; tak dawniej, jak i teraz, zależymy od zdrowych ekosystemów, ale żyjąc zgodnie ze standardami współczesnej kultury zachodniej, zależymy również od opresyjnych instytucji władzy, które w przeciwieństwie do natury nie dają nam niczego w zamian.
Co zabawne, w ironiczny i raczej smutny sposób, reprezentanci rzeczonych instytucji władzy też (jeśli nawet nie bardziej) zależą od przedstawicieli “podporządkowanych” grup. Można żartować sobie z niegdysiejszych arystokratów, którzy bez pomocy służącego nawet butów nie potrafili sobie założyć, ale warto zauważyć, że całkiem sporo zupełnie współczesnych mężczyzn nadal przyjmuje za punkt honoru całkowity brak wiedzy i umiejętności kulinarnych, polegając w tym względzie kompletnie na kobietach obecnych w ich życiu lub wysokoprzetworzonym i fast foodowym jedzeniu.
jeżeli czytelnik nie zamierza przyjąć moich słów na wiarę, wystarczy sprawdzić alarmujące statystyki dotyczące depresji wśród dzieci i młodzieży, samotności starszych osób, wypalenia zawodowego i tym podobnym zagadnieniom, publikowane przez badaczy zajmujących się zdrowiem psychicznym.
relacje transakcyjne to zwrot mający opisać zjawisko, w którym w obrębie społeczeństwa wchodzimy w relacje interpersonalne tylko wtedy, kiedy możemy coś wymiernego w ten sposób uzyskać; relacje zupełnie przeciwstawne do tych opartych na otwartości i miłości (nieerotycznej - miłości bliźniego, że tak to ujmę), polegających na tym, żeby być, a nie na tym, żeby mieć.