Skoro kultura, która nas otacza, nie sprzyja budowaniu trwałych relacji ani nie zapewnia ram pozwalających na konsekwentne zacieśnianie więzi społecznych, co możemy zrobić? Czy są jakieś proste rozwiązania, które mogą pomóc nam budować wspólnoty wbrew anty-wspólnotowym normom i obyczajom oraz realiom codziennego życia w silnie zindustrializowanym, nastawionym na produkcję i konsumpcję społeczeństwie?
Rozwiązania oczywiście istnieją, musimy tylko dobrze się rozejrzeć; do tego niekoniecznie są proste, głębokie zmiany prawie zawsze wymagają nakładu pracy ze strony każdego z nas, czy to pracy fizycznej, czy intelektualnej i emocjonalnej. Ale skoro owocem tej pracy jest stworzenie lepszych, wspierających i otwartych społeczności dla nas i innych - sądzę, że powinniśmy próbować. Odpowiedzi warto poszukać przede wszystkim w dwóch miejscach, w otaczającej nas przyrodzie oraz pośród różnorodnych praktyk kulturowych, nie ograniczając się do systemu, w którym zostaliśmy wychowani. A niejako na pograniczu natury i kultury znajduje się jeszcze jedno źródło, z którego możemy czerpać wiedzę o budowaniu egalitarnych, szczerych relacji - z obserwacji dzieci, kiedy to robią.
Wokół nas
Choć większość z nas przez większość czasu nie jest tego świadoma, otaczają nas działające na różnych zasadach wspólnoty, relacje i partnerstwa. W świecie przyrody nie ma zbyt wielu prawdziwych samotników, a dobrostan, czy choćby przeżycie jednej istoty zależy od niezliczonych innych, z którymi łączą ją bliższe lub dalsze więzi. I wbrew temu, co próbuje nam wmówić imperialistyczna mitologia, stworzeniami innymi niż ludzie nie rządzi “prawo kłów i pazurów” - koncept skonstruowany, by uzasadnić nasze własne okrutne działania - ale przede wszystkim kooperacja, empatia, dbałość o dobro ogółu oraz zachowanie równowagi. To, co dla naszych przodków było wiedzą powszechną (i pozostaje nią dla przedstawicieli nielicznych pozostałych kultur tradycyjnych), coraz częściej znajduje się w centrum zainteresowania współczesnych biologów, prezentujących “mierzalne” dowody na to, że cała przyroda ożywiona i nieożywiona funkcjonuje jak jeden organizm, gdzie stan każdego jej elementu ma wpływ na wszystkie pozostałe. Współpraca w celu dbania o wspólne korzyści jest zjawiskiem powszechnym. Wspólnotowości możemy uczyć się od lasów, od tworzących je drzew, grzybni i innych istot, które są mile widzianymi towarzyszami; od owadów, oczywistym przykładem są żyjące w koloniach pszczoły, osy, trzmiele czy mrówki; od niezliczonych gatunków ptaków i ssaków, i wszystkich innych stworzeń, które na swój unikalny sposób nawiązują relacje w obrębie własnego gatunku i poza nim.
Przyjaźń i partnerstwo
Współczesna kultura jednocześnie mówi nam, że kluczem do szczęścia są ciepłe, szczere, nierozerwalne więzi rodzinne i przyjacielskie (akurat w tym mając sporo racji, jednak dopiero pod pewnymi warunkami), oraz robi wszystko, żeby budowanie i utrzymywanie takich relacji społecznych uniemożliwić. Ponieważ niezrównoważony system społeczny oparty na współzawodnictwie zamiast na współpracy, na gromadzeniu przedmiotów zamiast gromadzenia doświadczeń i na konsumpcjonizmie zamiast kreatywności, jest w stanie nawet najbardziej naturalne i radosne działania zmienić w obowiązki - dodatkowe źródło nie radości, ale stresu - taki właśnie los spotkał miłość romantyczną, związaną z nią obrzędowość oraz próbujące ją regulować normy społeczne; rodzicielstwo, które jest jednym z najbardziej naturalnych, a przy tym najtrudniejszych życiowych doświadczeń; przyjaźń, relacje tak potrzebne każdemu z nas, niemal niemożliwe do zbudowania i utrzymania w realiach imperialistycznego kultu produktywności i skrajnego indywidualizmu.
Jednym z poważnych problemów dla osób pragnących głębokich i długotrwałych relacji jest to, że w obrębie naszego społeczeństwa funkcjonują bardzo silne normy i stereotypy określające, jak takie relacje “powinny” wyglądać i jakie role społeczne łączą się z zajmowaniem konkretnego “stanowiska” w czyimś życiu (jako że żyjemy w patriarchacie, role społeczne są zasadniczo definiowane w stosunku do najbliższego mężczyzny). Nie ma miejsca na rozwój, swobodę, wspólne konstruowanie własnych zasad i zmienianie ich wraz ze zmieniającymi się okolicznościami, wraz z naturalnymi zmianami następującymi w każdym z nas. Żaden związek, szczególnie taki, który ma olbrzymi i nieunikniony wpływ na nasze życie, nie może polegać na tym, że wybieramy osobę, która z jakiegoś powodu jest dla nas atrakcyjna (czy to fizycznie, emocjonalnie, czy też akurat okaże nam sympatię i zainteresowanie, których nam brakowało) i oczekujemy, że od teraz wpasuje się w rolę, w której ją obsadziliśmy. A naprawdę wiele osób ma bardzo sztywne wyobrażenie dotyczące tego, co powinna, czy też czego nie powinna robić ich “druga połówka”, wyobrażenie związane zarówno ze stereotypami i normami społecznymi, jak i własnymi pragnieniami, przyzwyczajeniami oraz doświadczeniami. Niezależnie od tego, na ile będziemy się w stanie dostosować do już zastanych oczekiwań, nie jest to droga do nawiązania szczerej, głębokiej relacji. Jeżeli miłość i względy drugiej osoby są uzależnione od tego, jak dobrze wpasowujemy się w taki szablon, nie mamy wielkiego wyboru - albo spróbować pokazać, że akceptacja i otwartość mają o wiele więcej do zaoferowania, albo jak najszybciej wycofać się z takiej relacji.
Inne utrudnienie stanowi to, że z powodu bardzo silnej społecznej presji na wchodzenie w związki romantyczne, a w dalszej kolejności “założenie rodziny” (tak jakby posiadanie dzieci przez heteroseksualną parę było koniecznym warunkiem konstytuującym powstanie rodziny), bardzo wiele osób nie tyle poszukuje niezwykłej osoby, z którą pragnęłoby spędzić zasadniczą większość reszty swojego życia, tylko aktywnie szuka związku jako takiego. Efektem takich działań są zazwyczaj niedobrane pary, trudne rozstania - a nie wszystkie rozstania muszą być trudne - lub trwanie, nadal pod społeczną presją, w relacji która nie przynosi nam niczego dobrego. Warto przypominać sobie co jakiś czas, że wbrew dominującemu przekazowi kulturowemu, bycie w związku nie jest osiągnięciem; bycie w rozwijającym, bezpiecznym i autentycznym związku może nim być, ponieważ chociaż czasami trafia się przypadkiem, zwykle wymaga nie tylko gwałtownych uczuć, ale także nakładu pracy ze strony obu zainteresowanych osób.
Jest to w znacznej mierze ta sama praca, której potrzebujemy, aby utrzymywać długotrwałe przyjaźnie. Relacje społeczne oparte na przyjaźni, cechujące się bezinteresownym wsparciem, otwartą komunikacją i empatycznym przeżywaniem zarówno radości, jak i trudności, są wspólnotowym odpowiednikiem terapii, co tłumaczy, dlaczego coraz więcej osób potrzebuje pomocy terapeutów; według badań socjologów, w ciągu tylko ostatnich kilkudziesięciu lat kręgi społeczne osób żyjących w krajach “wysokorozwiniętych” zmniejszyły się praktycznie do zera. Tracimy nie tylko relacje przyjacielskie, ale także rodzinne, sąsiedzkie, koleżeńskie… Podczas gdy nasze ciało i psychika są zaprojektowane tak, byśmy najlepiej funkcjonowali właśnie we wspólnocie, każda bliska więź z inną osobą nas zmienia, a dobre i zadbane związki wspierają obopólny rozwój. Wszyscy zasługujemy na wsparcie i miłość w naszych relacjach, ale one nie pojawiają się nieproszone, trzeba nad nimi pracować, jednocześnie rozwijając pożądane cechy i stawiając wyraźne granice. Fundamentalne znaczenie dla tych dobrych relacji ma otwartość, robienie drugiej osobie miejsca na to, aby po prostu była sobą, we wszystkich swoich aspektach. Bycie gotowym na to, że nie zawsze będzie się ze sobą zgadzać i nie zawsze będzie się miało dla siebie czas, i że druga osoba będzie się zmieniać i podejmować decyzje, których byśmy się nie spodziewali, bo to właśnie ludzie robią, zmieniają się. Trzeba być gotowym również na to, żeby w swojej relacji przepraszać i przebaczać i nie oczekiwać, że wszystko będzie zawsze idealnie. Czasem musimy nawet ignorować pewne cechy, zachowania i działania drugiej osoby. A czasem wystarczy, tak jak było to przyjętym zwyczajem u rdzennych Amerykanów, usiąść razem w milczeniu.
Przy tym całym przebaczaniu i ignorowaniu, należy pamiętać, że przysięgi małżeńskiej, wspólnych doświadczeń ani więzów krwi nie można używać w charakterze szantażu ani uzasadniać nimi pozostawania w sytuacji która zagraża naszemu zdrowiu i bezpieczeństwu, fizycznemu i psychicznemu.
“Bezstresowe wychowanie”
Sposób, w jaki postrzega się dorastanie oraz sam proces wychowywania w hierarchicznym społeczeństwie ma na celu ukształtowanie dzieci tak, aby nie kwestionowały zastanego porządku i dostosowały się do przypisanych im arbitralnie ról społecznych.1 Od tysiącleci dzieciom w naszym kręgu kulturowym odmawia się autonomii, a wpaja posłuszeństwo wobec rodziców oraz wszelkiej autorytarnej władzy, przygotowuje się je do akceptowania i uczestniczenia w systemowej opresji nawet w jej najbardziej brutalnych formach, bezkrytycznego podtrzymywania status quo i generowania dochodów dla członków najbardziej uprzywilejowanych klas. Już od najmłodszych lat wpaja się nam, że produktywność jest ważniejsza niż kreatywność, a życie nie służy do celebracji, tylko jest jednym wielkim wyścigiem po nagrody, które i tak stracimy w chwili śmierci. Zupełnie inny wzór wyłania się, kiedy przyjrzy się sposobom wychowywania i uczenia dzieci w społecznościach rdzennych, tradycyjnych, gdzie dzieci zachęca się do poszukiwania swojego życiowego powołania, a celem nauki jest dogłębne poznanie i nawiązanie relacji z naturą, wspólnotą i światem duchowym. Sama nauka odbywa się w formie swobodnego badania, eksperymentowania, obserwacji, uczestnictwa i naśladowania, w przeciwieństwie do pamięciowego opanowywania dużych ilości informacji, często pozbawionych kontekstu, w którym mogłyby się w ogóle do czegoś przydać, którego wymaga się od dzieci w zachodnim imperializmie.
Więc jednym z pierwszych wyzwań, z którymi mierzą się rodzice2 w hierarchicznym społeczeństwie, jest danie dzieciom wolności w poznawaniu świata, a także wyposażenie ich w narzędzia, które nie są wcale powszechnie spotykane - umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania i procesowania emocji oraz świadomego samopoznania. A jeżeli ta część się powiedzie, choćby w pewnym stopniu; rodzice pozwolą swoim dzieciom być dziećmi, zakosztować choć trochę prawdziwie wolnego życia, odkrywać swoje pasje i kreatywność i po prostu być sobą, z czasem pojawia się kolejna trudność, podobna do tej, której doświadczamy w relacjach z partnerami i przyjaciółmi, jednak o znacznie większym nasileniu. Rodzice zazwyczaj nie potrafią patrzeć na swoje dziecko i nie widzieć tego nieporadnego stworzenia, które potrzebuje ich pomocy i opieki na każdym kroku (w najlepszym wypadku), a nawet jest niezdolne do podejmowania samodzielnie właściwych decyzji (w wypadku najgorszym). Opieka nad dzieckiem wzbudza bardzo silne, bardzo głębokie odczucia i wielu rodziców, szczególnie że sami zostali wychowani pośród autorytarnych i hierarchicznych struktur społecznych, nie potrafi traktować swojego dorastającego i dorosłego dziecka jak autonomicznej istoty ludzkiej, współlokatora, przyjaciela, współpracownika.
Rodzice nie mają innego wyboru, niż spróbować poznać - naprawdę poznać - swoje dorastające lub dorosłe dzieci tak samo, jak poznaje się obce osoby. I muszą okazać im tą samą dozę szacunku, co obcym osobom, szczególnie jeśli chodzi o poszanowanie autonomii i różnic światopoglądowych, które są częste między różnymi pokoleniami. Zadaniem rodzica nie jest wychowanie swojego klona, podporządkowanie dziecka własnym wyobrażeniom ani obarczanie go swoimi niespełnionymi ambicjami; zadaniem tym jest stworzenia dla dziecka bezpiecznego miejsca, zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym, do którego zawsze będzie mogło wrócić. Zaopatrzenie go na drogę w miłość, pewność siebie i swojego głosu, nawet jeśli jest on inny od tego, co zwykle można usłyszeć. Szczególnie wtedy. Podzielenie się drobnymi rzeczami, które przynoszą im radość. Pokazanie, jakie ma się poglądy, w co się wierzy i jaką kulturę kultywuje, ale bez przymuszania dziecka, aby przyjęło je bezkrytycznie jako własne. I jeszcze jedna rzecz, o której każdy rodzic musi pamiętać - zmiana jest czymś tak naturalnym, jak nieuniknionym, czy chodzi o zmianę kilkulatka w dorosłą osobę, czy o zmianę realiów życia oraz, co za tym idzie, filozofii i upodobań kolejnych pokoleń. Bez zmiany nie mogłoby być rozwoju, wzrostu ani poprawy, a przecież właśnie tego każdy świadomy rodzic pragnie dla swojego dziecka; każdy świadomy człowiek - dla ludzkości.
Oczywiście kwestie poruszone w tym tekście w żadnym wypadku nie wyczerpują tematu, zarówno jeśli chodzi o opis i krytykę zjawisk zachodzących w imperialistycznym społeczeństwie, jak i o proponowane rozwiązania mające pomóc w budowaniu zrównoważonych, wspólnotowych relacji społecznych. Problem jest złożony, a przed nami jeszcze wiele do odkrycia.
Może się wydawać, że socjalizacja, przygotowanie do życia społecznego, zawsze na tym polega, jednak jest duża różnica między takim działaniem a zapoznaniem dziecka z różnorodnymi rolami funkcjonującymi w danej kulturze, spośród których może ono następnie wybrać według własnych uzdolnień i pragnień; między kulturą, w której role są sztywno nakreślone i rozdzielane według ustalonej zewnętrznej zasady, a kulturą, w której są one czysto praktyczne, swobodnie ulegające zmianom zgodnie z potrzebami indywidualnymi i całej wspólnoty.
rodzice - w tym tekście termin ten obejmuje wszystkich opiekunów dzieci, spokrewnionych, niespokrewnionych, samotnych, nieheteroseksualnych, głównych, tymczasowych; wszystkich, którzy mają wpływ na wychowywanie dziecka i pozostają w jego najbliższym otoczeniu.