Obchody przesilenia zimowego były ważnym elementem obrzędowości naszych bliższych i dalszych przodków, od Syberii po Meksyk, już w epoce kamienia łupanego, na co wskazują zabytki archeologiczne. W ciągu tysięcy lat zmieniała się kosmologia, zmieniały się imiona czczonych bóstw, społeczeństwa i języki, a jednak sens zimowych świąt pozostawał ten sam. Oto Słońce rodzi się ponownie, ciemność zaczyna ustępować jasności, w śmierci odnajduje się zalążek nowego życia; zyskujemy pewność, że porządek natury został zachowany, a przed nami kolejny okres ciepła, wzrostu i obfitości.
Czas świąteczny, obejmujący jeszcze stosunkowo niedawno znaczną część miesięcy zimowych, pomagał radzić sobie z dobrze znanymi niektórym z nas objawami deficytu słonecznego światła, znanymi potocznie jako jesienna depresja. Ludzie żyjący zgodnie z rytmem wegetacji roślin mieli zimą więcej wolnego czasu, który można było wykorzystać na odpoczynek, wzmocnienie sił, refleksje, ale także spotkania towarzyskie i prace bezpośrednio związane z domem. Czas zimna i ciemności był również czasem introspekcji, komunikacji z zaświatami oraz potencjalnie groźnymi dla ludzi, a raczej dla roślin i zwierząt przez ludzi hodowanych, elementami świata przyrody, takimi jak wilki czy żywiące się ziarnem ptaki.
Przesilenie zimowe - przemiany
W czasach przedchrześcijańskich huczne święta związane z przesileniem zimowym odbywały się na terenie całej Europy. Skandynawskie święta Jul, rzymskie Saturnalia, słowiańskie Gody i Kolędy, pomimo swojej różnorodności i bogactwa lokalnych tradycji, dzieliły wspólną symbolikę i znaczenie. Wraz z dającym się zaobserwować wzrostem zainteresowania rdzennymi wierzeniami i sposobem życia, sprzed ekspansji rzymskokatolickiego imperium, wśród użytkowników języka angielskiego coraz popularniejszym (często traktowanym też jako świecki) ekwiwalentem nazwy “Christmas” jest celtyckie “Yuletide”, “Yule”. Do rozpowszechnienia tej nazwy przyczyniła się również wicca, współczesna religia oparta w dużej części na tym, co wiemy lub wyobrażamy sobie na temat praktyk religijnych na Wyspach Brytyjskich, zanim zostały podbite przez Rzymian.
Większość symboli kojarzonych obecnie ze świętami bożego narodzenia, które nie odnoszą się bezpośrednio do żydowskiego mitu zbawiciela oraz tekstu i tradycji biblijnej, ma korzenie pogańskie.
Przejmowanie przedchrześcijańskiej symboliki i zwyczajów odbywało się dwoma sposobami. Z jednej strony Kościół, podejmując próby zwalczenia starszych wierzeń, świadomie zastępował święta i rytuały pogańskie chrześcijańskimi, z drugiej ludzie sami kontynuowali znajome tradycje, niezależnie od akceptacji duchowieństwa. Tak powstawała szczególna, ludowa, synkretyczna1 religia, łącząca zwyczaje, obrzędy i tryb życia znane w danym miejscu od pokoleń z nowymi nazwami, formami i administracją.
Zresztą próby przejęcia przez Kościół obchodów przesilenia zimowego nie odbyły się tak całkiem bez problemów. Boże Narodzenie jako oficjalne święto kościelne, obchodzone na pamiątkę narodzin Jezusa z Nazaretu, pierwszy raz pojawiło się w Rzymie około III - IV wieku, gdzie miało wyprzeć przypadające w tym samym czasie święto ku czci Mitry, popularnego boga solarnego. Kiedy chrześcijańscy imperialiści podbijali kolejne ziemie i zwalczali lokalne wierzenia, narzucone z góry obrzędy mieszały się z tymi tradycyjnymi, obecnymi na danym terenie od dawna. Zamieszanie spowodowała również zmiana kalendarza z juliańskiego na gregoriański w XVI wieku - według tego pierwszego, 25 grudnia przypadał około dwóch tygodni po faktycznym przesileniu, za to najbliższy wydarzeniu astronomicznemu był dzień świętej Łucji. Stąd wzięły się tak uroczyste obchody tego dnia w krajach skandynawskich oraz staropolskie przysłowia wiążące Łucję z granicznym momentem, w którym zaczyna znów przybywać dnia. Kalendarz gregoriański umieścił Boże Narodzenie w bardzo bliskim sąsiedztwie zimowego przesilenia, które wypada 21 lub 22 grudnia.
Na ziemiach słowiańskich świąteczny czas otaczający przesilenie zimowe był związany przede wszystkim z kultem przodków, celebrowaniem relacji ze światem poza światem, sferą duchową, oraz rytuałami symbolizującymi odrodzenie się życia, związanymi z przywoływaniem płodności i obfitości na nadchodzący rok. Z przekonaniem, że podczas Godów odwiedzają nas duchy zmarłych, związane są między innymi tradycje spania na zaściełanej słomą podłodze, żeby przodkowie mogli skorzystać z wygodnych łóżek, lekkiego dmuchania na ławy i stołki zanim się usiądzie, aby nie urazić żadnej duszy swoim ciężarem, a także szeroko praktykowane do dzisiaj przygotowywanie dodatkowego nakrycia przy stole. Do tradycji wskazujących na przemieszanie się różnych wpływów należał zakaz pracy, wliczając w to gotowanie czy sprzątnięcie ze stołu, podobny jak w żydowski szabas, a trwający od początku wieczerzy wigilijnej do końca obchodów świąt.
Pomimo opresyjnego charakteru, jakiego nadały religii katolickiej i prawosławnej związane z nimi instytucje, w pewien sposób przechowały one część rytuałów, obrzędowości i wierzeń rdzennych dla mieszkańców podbitych przez nie ziem. Choć nie wzywano już dawnych bóstw, ogólny charakter zimowych świąt nadal był obecny w wyobrażeniach i działaniach ludzi. Aż nadszedł, w wielu sprawach mający przecież słuszność, niemiecki protestantyzm.
Trudno się dziwić pierwszym protestantom, że oprotestowali między innymi kult maryjny, upamiętnianie świętych patronów i dni poświęcone zmarłym, ponieważ praktyki te zdecydowanie wywodzą się z tradycji przedchrześcijańskich. Święci opiekujący się konkretnymi miejscami i osobami, do których zanosi się modlitwy w potrzebie, przejęli rolę należącą wcześniej do duchów opiekuńczych i duchów przyrody. Komunikowanie się z przodkami, którzy znajdują się już w zaświatach, również jest silnie osadzone w tradycjach “pogańskich”. Niestety, protestantyzm ze swoją surową teologią, dopatrujący się grzechu i demonów we wszystkim, co nie mieściło się w ramach purytańskiej, bardzo ograniczonej i nastawionej na kontrolę wizji świata, pozbawił w ten sposób swój odłam chrześcijaństwa zwyczajów dobroczynnych dla psychiki pojedynczej osoby, dla wspólnoty oraz relacji z ziemią. Ta “oczyszczona” wersja religii chrześcijańskiej miała następnie znaczny wpływ na kształtowanie się kultury zachodniej, szczególnie tego, jak rozwijała się ona w Stanach Zjednoczonych.
Ludzka pamięć, a przynajmniej ten jej rodzaj, do którego mamy najłatwiejszy dostęp, jest krótka, a w związku z tym wiele zwyczajów czy norm społecznych, które postrzegamy jako tradycyjne, ma zaskakująco niedługi rodowód. Nie inaczej wygląda to w przypadku tradycji bożonarodzeniowych, które bez przerwy ewoluowały i zmieniały się pod wpływem różnorodnych czynników. W wielu z nich nadal można doszukać się ech naprawdę dawnej obyczajowości i wierzeń, inne zostały pozbawione nie tylko elementów przedchrześcijańskich, ale jakiejkolwiek duchowości przez imperialistyczną kulturę. Boże narodzenie jest jedną z najbardziej skomercjalizowanych i wyeksploatowanych przez kapitalizm okazji w roku.
Zaczynając od rzeczy raczej nieszkodliwej, a wskazującej na nieoczywistość tego, co “tradycyjne”, łamanie się opłatkiem było zwyczajem szlacheckim i pojawiło się dopiero w XIX wieku, a dziś jest obecne na szkolnych wigilijkach i nawet niektóre świąteczne spotkania nazywa się “opłatkiem”. Tak samo dawne wydają nam się kolędy i pastorałki, i o ile sam zwyczaj kolędowania, wspólnych śpiewów, jest rzeczywiście bardzo stary, to teksty znanych nam współcześnie piosenek nie są starsze niż z XV/XVI wieku. Być może niektóre melodie mają starszy rodowód, tak jak w przypadku części świątecznych pieśni anglosaskich.
Choinki, całe drzewka stawiane w domach jako ozdoba pojawiły się w okolicach XV wieku u niemieckich protestantów, a na ziemie słowiańskie przenikały stopniowo od XVIII wieku, goszcząc przede wszystkim u przedstawicieli stanu szlacheckiego. Powszechne ustawianie choinek świątecznych przyniósł nam dopiero wiek XX. Niestety, choć pierwszeństwo w rankingu najbardziej skomercjalizowanego symbolu świąt przypada czemu innemu, napędzane sprawnym marketingiem oczekiwania co do wyglądu choinek generują każdego roku tony odpadów. Zarówno żywe drzewka, jak i ich sztuczne (plastikowe) zamienniki nie stanowią zrównoważonej ozdoby domu, nie wspominając nawet o tym, co wieszamy na ich gałęziach; często są to po prostu kawałki plastiku. W poszukiwaniu bardziej przyjaznego naturze rozwiązania, warto zastanowić się nad sztucznymi choinkami z naturalnych materiałów, ozdobieniem roślin doniczkowych, które i tak mamy w domu, czy wykonaniem własnej wersji słowiańskiego poprzednika choinki - podłaźnika. Były to zawieszane pod sufitem świeże gałęzie zimozielonych drzew, wykorzystywane jako świąteczna ozdoba co najmniej od średniowiecza. Jeśli są właściwie pozyskane, ich odcięcie nie szkodzi drzewu, a można je ozdobić tak samo jak niewielką choinkę. Wiecznie zielone rośliny symbolizują odrodzenie, życie, nadzieję i od wieków były wykorzystywane w obchodach świąt związanych z przesileniem zimowym, pamiętajmy jednak, że przez większość tego czasu lasy zajmowały o wiele większą powierzchnię Europy i tym samym możliwe było pozyskiwanie przez ludzi drewna i gałęzi bez powodowania zniszczeń.
A nagroda dla najbardziej skomercjalizowanego symbolu świąt bożego narodzenia przypada - postaci świętego mikołaja i całej związanej z nią mitologii. Można spekulować, i prawdopodobnie nie miniemy się wówczas z prawdą, że w czasach przedchrześcijańskich w okresie zimowych świąt wymieniano się podarkami - jest to zresztą praktyka spotykana chyba w każdej znanej nam kulturze, wzmacniająca więzi we wspólnocie, stanowiąca symbol dobrych intencji i obfitości. Obchody bożego narodzenia wiązały się również bardzo mocno z dobroczynnością, więc szlachta czy ogólnie bogatsze osoby “obdarowywały” biedniejsze. Święty Mikołaj, kiedy jeszcze był otaczanym znaczną czcią świętym kościoła katolickiego i prawosławnego, rzeczywiście “przynosił” prezenty, a konkretnie wrzucał je przez komin, raczej drobiazgi, które mieściły się w suszących się przy ogniu butach; zwykle jednak robił to 6 grudnia, w poświęconym mu dniu. Znany dzisiaj brodaty mężczyzna w czerwonym stroju i z niepokojącym zwyczajem podglądania dzieci jest produktem popkultury ze Stanów Zjednoczonych, a niebywały sukces odniósł dzięki udziałowi w reklamach Coca-Coli. W XX i XXI wieku ten wizerunek stał się tak powszechny, że niemal zupełnie zastąpił dowolne inne wyobrażenia związane z pojawianiem się w domach bożonarodzeniowych prezentów. Zresztą ta właśnie, jak na razie ostateczna forma świętego mikołaja, jest wykorzystywana w marketingu do napędzania świątecznego konsumpcjonizmu, zapakowanego w kolorowy papier i umieszczonego pod choinką, w postaci niepotrzebnych elektronicznych gadżetów, plastikowych zabawek i produkowanych masowo ubrań.
Jeżeli ktoś jeszcze nie ma pewności, że święta Bożego Narodzenia zostały w procesie komercjalizacji skutecznie “wyprane” z elementów religijnych, niech pomyśli o tym, że są one obchodzone nie tylko na terenach podbitych w swoim czasie przez Europejczyków czy tam, gdzie rozpowszechniło się chrześcijaństwo, ale również w krajach, które dzielą z Europą nie wspólne dziedzictwo, a imperialistyczną strukturę i wartości, takich jak Japonia i Chiny.
Boże Narodzenie w epoce komercji
Choć święta przesilenia zimowego w zamierzeniu powinny przynosić nam radość i odpoczynek, znajdują się one na skomponowanych przez psychologów listach najbardziej stresujących wydarzeń w życiu człowieka. Jak doszło do tego, że tam trafiły?
Duży wpływ ma właśnie wspomniana już komercjalizacja. Z jednej strony, kapitaliści zamiast w boże narodzenie rozdawać datki ubogim jak wcześniej zwykła to robić szlachta, starają się jak najwięcej zarobić, sprzedając wyidealizowany i oczywiście wymagający znacznego nakładu czasu i pieniędzy obraz świąt, obraz powielany przez kulturę popularną oraz w social mediach. Przygotowanie równie perfekcyjnych potraw, dekoracji i upominków często spoczywa w rękach tylko jednej osoby, najczęściej kobiety pełniącej rolę matki (nie piszę po prostu “matki”, bo kobieta nie musi mieć dzieci, żeby pełnić tę rolę, wystarczy partner, który nie jest samowystarczalny i nie potrafi wykonywać domowych obowiązków); dodatkowy stres związany jest z niemal nieuniknionymi w tym okresie spotkaniami z bliższą i dalszą rodziną. Ponieważ żyjemy w społeczeństwie, które nie uczy nas podstaw wspólnotowości, takich jak otwartość wobec innego, a za to uczy, że dzieci służą do tego, żeby spełniać ambicje rodziców, albo że niewypełnianie różnych społecznych ról w “odpowiednim” do tego czasie oznacza swego rodzaju porażkę, podobnie jak odbiegający od modelowego sposób życia czy “niższy” status materialny, spotkania w rodzinnym gronie są często wymagające i frustrujące, jeśli nie po prostu przykre. A kiedy dołączy do tego jeszcze skupienie na konsumpcji, marnowanie jedzenia (które zawsze wzrasta w okresach świątecznych), jednorazowe ozdoby i opakowania, i brak kontaktu z tym, czemu obyczaje mają służyć, co symbolizują - ponieważ rytuał powtarzany bez zrozumienia jest jedynie pustym gestem - rzeczywiście trudno się spodziewać, że świętowanie będzie czasem spokoju, odpoczynku i celebrowania najciemniejszej części roku.
Myślę, że kluczem do odnalezienia tego samego poczucia czasu świątecznego, jakie mieliśmy jako małe dzieci, tego, które towarzyszyło tak wielu osobom na kilku kontynentach przez tysiące lat, jest przekształcenie pustych obyczajów w znaczące, wybranie własnego sposobu honorowania świąt związanych z przesileniem zimowym. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby święta te obchodzić według wyznania, czy będzie to któryś z odłamów chrześcijaństwa, judaizm, hinduizm, wicca czy jeszcze inne spośród setek różnorodnych praktyk religijnych, które przekazali nam nasi rodzice i dziadkowie, lub po prostu czujemy się z nimi związani. Obchodzić je mogą również ateiści, agnostycy i inne osoby areligijne, bo choć religia jest narzędziem służącym do realizacji duchowości, nie jest narzędziem jedynym czy niezbędnym. Nie jest konieczne nawet wybieranie spośród kultywowanych, dawniej oraz obecnie, tradycji, zwyczajów i obrzędów, można stworzyć swoją własną świąteczną tradycję. Warto jednak pamiętać o archaicznym, sięgającym daleko w czasie i przestrzeni charakterze tego szczególnego czasu, o jego symbolice; zastanowić się, jak spędzić go dobrze, w sposób, który raczej pogłębi naszą relację ze światem, plemieniem i nami samymi, niż jeszcze bardziej nas odseparuje.
synkretyzm - łączenie różnorodnych elementów, często pozornie lub faktycznie sprzecznych