Hormeza, adaptacyjna odpowiedź na stres, to zjawisko polegające na tym, że organizm reaguje pozytywnie na niewielkie dawki czynnika, w większym nasileniu szkodliwego lub zabójczego, systematycznie budując większą odporność i lepszą kondycję. Rozwój każdej żywej istoty, każdego gatunku, przyrody ożywionej rozumianej jako całość odbywa się w hormetycznym środowisku. Na najbardziej podstawowym poziomie pojawiające się dopiero na Ziemi formy życia wypracowały mechanizmy pozwalające im przetwarzać (a tym samym “neutralizować” ich zabójczy potencjał) te same fizyczne i chemiczne elementy, które składały się na wówczas nieprzyjazne środowisko naszej planety, takie jak promieniowanie UV, tlen, tlenek i dwutlenek węgla, jony miedzi czy żelaza. Cała następująca później ewolucja organizmów żywych opiera się na przystosowywaniu się do zmian i wytwarzaniu różnorodnych sposobów na radzenie sobie z pochodzącymi z otoczenia stresorami. Szereg adaptacji, które przyjmujemy za zwyczajne cechy człowieka, jest efektem dziesiątek tysięcy lat odziaływania na naszych przodków potencjalnie śmiercionośnych substancji, patogenów, warunków atmosferycznych, wszelkiego rodzaju czynników psychologicznych i środowiskowych. Jesteśmy stworzeni do życia w naszym naturalnym środowisku - a hormeza jest fizjologicznym procesem, który ma znaczący wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie.
Kwestia dawki
Przykładem hormezy jest stopniowe budowanie odporności poprzez przechodzenie chorób wieku dziecięcego, ale także przyjmowanie szczepień, które są niczym innym, jak intencjonalnym wystawieniem układu immunologicznego na działanie obecnych w określonych drobnoustrojach antygenów.1 Ale na odporność i wytrzymałość organizmu składa o wiele więcej czynników, nie tylko ochrona przed patogenami - i wiele z nich rozwija się pod wpływem hormetycznych stresorów.
Zastanawiając się nad optymalnymi dla ludzkiego zdrowia warunkami, nie należy zapominać o tym, że przez 95% naszej historii jako gatunku żyliśmy w skrajnie odmienny sposób od tego, jakiego jesteśmy obecnie nauczeni. Jedną z najbardziej znaczących różnic jest to, jak wiele czasu spędzamy w zamkniętych przestrzeniach, a jak niewiele w otoczeniu natury. Prehistoryczne społeczności były w większości (jeśli nie wszystkie) wspólnotami nomadów, podróżujących stale lub sezonowo, a ich domy siłą rzeczy były lekkie, tymczasowe, nieoddzielone tak kompletnie od “zewnętrza”, lub wręcz stanowiące jego część, jak jaskinie. Zresztą ludzkie siedziby nigdy jeszcze nie były tak skutecznie odseparowane od otoczenia, tak szczelne, sterylne, o wyregulowanej, stałej temperaturze i nienaturalnym oświetleniu, a biorąc pod uwagę, że spędzamy w nich zdecydowaną większość naszego czasu, warto rozważyć ewentualne konsekwencje.
Osiadły tryb życia nie od razu wiązał się z separacją od środowiska naturalnego. Przykładowo domy zbudowane z drewnianych bali są jednymi z najzdrowszych dla swoich mieszkańców, dzięki specyficznemu mikroklimatowi, ale również temu, że nie są idealnie wyizolowane temperaturowo, sterylne ani hermetyczne. Niestety, nie można powiedzieć tego samego o najpopularniejszych obecnie (w naszej strefie kulturowej, ale, ponownie niestety, nie tylko) budynkach, wykonywanych z syntetycznych i sztucznych materiałów które nie oddychają ani nie przepuszczają wilgoci, często klimatyzowanych, za to z oknami, których nie da się otworzyć, o wyregulowanej temperaturze, wyczyszczonych agresywnymi środkami chemicznymi, usuwającymi nie tylko brud i drobnoustroje chorobotwórcze, ale również te, których obecność jest korzystna dla naszego zdrowia.
Kolejną znaczącą różnicą, której poświęcimy trochę więcej czasu, jest jadłospis. Wiadomo nie od dziś, że posty i głodówki różnej długości mogą mieć bardzo korzystny wpływ na samopoczucie i zdrowie, zresztą pojawiają się one w zaleceniach medycznych wielu niezależnie rozwijających się systemów, takich jak indyjska ajurweda czy tradycyjna medycyna chińska, a także stanowią częsty element praktyk religijnych. Pojawiającym się w tradycji żydowskiej postom, a także zaleceniom dotyczącym koszerności pokarmów można dość często przypisać zastosowanie lecznicze i higieniczne. Jednak nie tylko zbytnia dostępność i przesadna ilość jedzenia, z jakimi mamy do czynienia w tak zwanych krajach rozwiniętych jest problemem; jakość tego jedzenia również pozostawia wiele do życzenia, a stosunek spożywanych produktów roślinnych do odzwierzęcych jest niemal tak oddalony od diety przedstawicieli naszego gatunku przez pierwsze dziesiątki tysięcy lat jego istnienia, jak to tylko możliwe. Dla człowieka prehistorycznego, tak długo, dopóki żył w najbardziej odpowiadającym nam klimacie, produkty odzwierzęce stanowiły jedynie okazjonalne uzupełnienie diety, o ile w ogóle były spożywane, a nie jej codzienny, stały element.
Nasi przodkowie byli przez całe swoje życie wystawieni na działanie promieni słonecznych, drobnoustrojów i zarodników grzybów, pasożytów, okresowych głodówek, dziennego wysokiego zużycia energii fizycznej i umysłowej, związanego ze zbieraniem pokarmu, ziół i materiałów wykorzystywanych do wytwarzania przedmiotów codziennego użytku, regularnych zmian temperatury i warunków atmosferycznych. Życie w prehistorii wymagało kreatywności, pracy angażującej dłonie, głębokiej wiedzy o jadalnych i użytkowych roślinach i grzybach oraz powiązaniach w ekosystemie, znajomości swojego otoczenia oraz występujących w nim potencjalnych zagrożeń. Ludzie byli otoczeni roślinnością, owadami, brudem - ziemią i błotem, słuchali śpiewu ptaków i odgłosów nadchodzącej burzy. Widzieli nocne niebo w całej jego okazałości, niezanieczyszczone jeszcze światłem i nieprzysłonięte smogiem. Las przynosił im spokój, tak samo, jak ludziom współcześnie2.
Problem w tym, że w pewnym nieodległym punkcie historii, część ludzi postawiła sobie za cel jak największe “uniezależnienie” od warunków środowiska - podczas gdy te same czynniki, które postrzegamy (nauczyliśmy się postrzegać) jako niekomfortowe, niepożądane, na skutek tysięcy lat ekspozycji i adaptacji w rzeczywistością przynoszą nam korzyści fizyczne i psychiczne. Jesteśmy częścią złożonego ekosystemu, czy nam to odpowiada, czy nie; i choć staliśmy się stworzeniami udomowionymi, nie możemy się wypierać swojego dzikiego dziedzictwa, bo w nim właśnie kryją się tajemnice zdrowia, szczęścia i spokoju ducha. Choć tak ujęte brzmi to nieco idealistycznie, to pozostaje faktem, że rozwijające się epidemie większości chorób cywilizacyjnych, a także coraz bardziej niepokojący kryzys zdrowia psychicznego moglibyśmy zminimalizować, przekształcając nasz sposób życia na bardziej zgodny z naszymi naturalnymi predyspozycjami; a to oznacza między innymi poddanie się zjawisku hormezy.3
Co możemy zrobić?..
Wiosna jest czasem przebudzenia, rozkwitu, wzrastania. Idealnym czasem na rozpoczęcie nowych projektów, wprowadzenie zmian, o których myśleliśmy od dawna, jak również zbliżenie się do naszych prehistorycznych przodków poprzez niczym nieskrępowaną celebrację przyrody i własnej dzikiej natury.
Celebrujmy więc życie - we wszystkich jego przejawach. Posłuchajmy ptaków, niezliczonych pieśni miłosnych, których nie rozumiemy, a jednak odczuwamy ich wpływ, jak arii śpiewanych w obcych językach. Zasadźmy lub posiejmy rośliny, a jeśli nie mamy gdzie, poświęćmy czas aby przyjrzeć się tym rosnącym w naszych ulubionych miejscach na łonie natury, albo po prostu w drodze do pracy, szkoły, czy innego punktu na mapie, w którym spędzamy najwięcej czasu. Zwróćmy uwagę na zmiany, jakie następują między pokazaniem się pąków a pełnym rozwinięciem liści, na kolejność, w jakiej rozkwitają kwiaty i pojawiają się różne gatunki owadów. Pozwólmy promieniom słońca i kroplom deszczu spocząć na naszej odsłoniętej skórze. Spacerujmy boso, zanurzmy stopy w trawie i w zupełnie jeszcze zimnej wodzie strumienia. Zanurzmy się cali, choć na kilka minut, w obfitości natury - choć na początku może się to wydawać niekomfortowe, niekontrolowane - siadając w trawie, skupiając się na odgłosach, zapachach i dotyku wszystkiego, co nas otacza, nie zastanawiając się nad tym, czy się ubrudzimy, czy coś nas użądli albo na nas wejdzie. Wyobraźmy sobie, jak zapadamy się w ziemi, rozpadamy na drobne atomy, a potem znów powstajemy, jako źdźbła trawy, wysokie drzewa, motyle i ptaki; poczujmy, że jesteśmy niebem i promieniami słońca, ziemią i wodą. Pomyślmy o tym, jak jesteśmy jedni ze światem przyrody a jednocześnie jesteśmy światem w naszych własnych granicach. Otwórzmy się na doznania, od których jesteśmy zazwyczaj odcięci.
Wiosna jest czasem przebudzenia.
innymi przykładami intencjonalnego prowokowania hormezy są morsowanie, regularne chodzenie do sauny albo intensywne ćwiczenia fizyczne.
są liczne badania potwierdzające, że spacer po lesie, a nawet spoglądanie na zieleń, wpływa kojąco na układ nerwowy i sprzyja wyciszeniu się. Nie będę tutaj niczego cytować, ponieważ mój esej to nie praca naukowa, ale zapewniam, że nie podaję jako faktów zmyślonych lub pochodzących z niewiarygodnych źródeł informacji (chyba że zaznaczono inaczej).
osobną, ale nie mniej istotną kwestią jest zmniejszenie ekspozycji na związane ze stylem życia w krajach “rozwiniętych” stresory, z którymi przedstawiciele naszego gatunku mieli niewiele lub nic zgoła do czynienia, takie jak pozbawiona uzasadnienia izolacja społeczna, przebodźcowanie, silnie hierarchiczne społeczeństwo (wbrew pozorom również stosunkowo nowy wynalazek), czy też zanieczyszczenie hałasem i światłem.