Podkreślając socjoekonomiczne aspekty zjawiska polowania na czarownice, tak jak starałam się w poprzedniej części, nie można oczywiście zapominać o kontekście religijnym. Prześladowania rozpoczęły się mniej więcej w tym samym czasie, co reformacja i kontrreformacja. W ówczesnej Europie religia i polityka były bardzo ściśle ze sobą związane; nasilały się działania kolejnych papieży, związanego z nimi duchowieństwa i władców świeckich mające na celu podporządkowanie Watykanowi wszystkich ugrupowań i zgromadzeń rzymskokatolickich1. W odpowiedzi na to coraz silniej dążyły do uniezależnienia się ruchy protestanckie, przy czym warto wspomnieć, że różnego rodzaju “heretycy” pojawiali się regularnie już od wieków, odkąd chrześcijaństwo stało się szerzej rozpowszechnionym wyznaniem. Tak wielkiej instytucji trudno jest utrzymać jednolitość, szczególnie w czasach pozbawionych szybkich środków masowego przekazu. Zresztą nie było trudno zostać okrzykniętym heretykiem, wystarczyło choćby nieśmiało zauważyć, że hierarchowie nie postępują zbyt zgodnie z naukami Nowego Testamentu albo zawrzeć kontrowersyjne małżeństwo bez zgody papieża. Czy u podstaw leżały rozbieżności teologiczne, czy może spór miał charakter czysto polityczny, a nawet osobisty, efekt był niestety ten sam - wzajemne oskarżenie o herezję oraz kolejne zamieszki, pogromy i samosądy.
Los wyznawców mniej popularnych w danym regionie odłamów chrześcijaństwa był bardzo podobny do tego, który spotykał czarownice, choć trzeba przyznać że często skazywano ich nie na śmierć, ale na przymusowe opuszczenie kraju2. W Szkocji dotyczyło to nielicznych już katolików (których zresztą oskarżano również o uprawianie magii), a na ziemiach słowiańskich między innymi braci polskich, stanowiących ugrupowanie niewielkie i złożone w znacznej mierze z intelektualistów, naukowców i wyemancypowanych kobiet. Celowo używam słownictwa znacznie wyprzedzającego epokę, ponieważ doktryna braci polskich również była bardzo daleka od ówczesnego, a nawet współczesnego dominującego światopoglądu. Głosili nie tylko równość mężczyzny i kobiety we wszystkich dziedzinach życia, wliczając w to pracę duszpasterską, ale również pacyfizm, odmowę służby w armii, zniesienie pańszczyzny i wprowadzenie wspólnoty dóbr, zniesienie kary śmierci. Krótko mówiąc byli znacznie bardziej chrześcijańscy niż większość obecnych chrześcijan, zagrażając tym samym opresyjnemu porządkowi społecznemu w znacznie większym stopniu niż na przykład podlegający królowi jako głowie kościoła anglikanie.
Pragnienie ujednolicenia obrządku, dogmatów, nauczania, będące w rzeczywistości pragnieniem władzy, wprawiło w ruch mechanizmy, których pomimo licznych prób ze strony rozsądnych, empatycznych i moralnych osób nie udało się powstrzymać co najmniej przez kilka wieków. Właśnie do walki z herezją powołał jeden z papieży urząd śledczy, niesławną inkwizycję; instytucja ta z braku widocznie dostatecznych ilości protestantów zabrała się w końcu za prześladowanie czarownic, domniemanych poganek, służebnic diabła i wrogów ludzkości. W tym czasie kulturowa i kościelna propaganda usilnie przekonywała ogół społeczeństwa, że wszystko wykraczające poza narzucane przez chrześcijański imperializm normy społeczne i obyczajowe jest niebezpieczne, inherentnie złe, moralnie zepsute, splamione, gorsze - pochodzące od szatana. Zarówno liczni katolicy, jak i reformatorzy dopatrywali się wszędzie wpływu sił nieczystych; o ile we wczesnym chrześcijaństwie nie uznawano raczej, by diabeł mógł mieć moc bezpośredniego oddziaływania na ludzi i cały świat materialny3, o tyle w tamtym okresie podnosiło się coraz więcej głosów sugerujących zupełnie namacalną, groźną obecność Szatana na ziemi.
Pogłębiała się również związana z kościołami chrześcijańskimi mizoginia. Co prawda już na bardzo wczesnym etapie oficjalne struktury zostały przejęte przez kapłanów i patriarchów ograniczających wpływy kobiet w rosnącej społeczności chrześcijańskiej, a zarówno mężczyźni z kręgu kultury grecko-rzymskiej, jak i ortodoksyjni żydzi (od nich przecież pochodziła większość wzorców kulturowych z którymi musimy się borykać po dziś dzień) czerpali korzyści ze stosowania wobec kobiet systemowej opresji i przemocy; mimo to co pewien czas, szczególnie w okresach dobrobytu lub wręcz przeciwnie, w społecznościach odbudowujących się po wojnach czy kataklizmach, surowe normy obyczajowe łagodniały, wyraźnie wytyczone granice, poza które kobiety nie mogły wykraczać, zaczynały się zacierać4. Za każdym razem spotykało się to jednak z ostrą reakcją ze strony mężczyzn szczególnie zainteresowanych podtrzymywaniem patriarchalnego porządku i umocnieniem przywilejów związanych z byciem policzonym między przedstawicieli płci męskiej. W XIII wieku zaczęły pojawiać się prawa zakazujące prowadzenia koedukacyjnych szkół, podczas gdy uznawany za autorytet w kwestiach duchowych, moralnych i teologicznych Tomasz z Akwinu, naśladujący zresztą pewnych autorów greckich, których z uprzejmości nie wymienię5, rozpisywał się o niższości i słabości kobiet, wymagających męskiego przewodnictwa by nie ulec zakusom Szatana we własnej osobie. Oznaczało to przy okazji, że nie nadają się one do polityki, pracy intelektualnej, ani nawet decydowania o własnym ciele i duszy. W wieku XV zaczęto również ograniczać prawa kobiet do posiadania majątków, a także ich dostęp do wielu zawodów, szczególnie tych postrzeganych do dzisiaj jako ”męskie” jak budownictwo czy metalurgia, ponieważ stanowiły zbyt dużą konkurencję (częściowo z powodu o wiele niższej płacy).

Mimo iż procesy czarownic wywodziły się w znacznym stopniu z działań kościołów chrześcijańskich skierowanych przeciwko heretykom i poganom, twierdzenie, że miały one cokolwiek wspólnego z chronieniem przed krzywdą chrześcijan i kultywowaniem chrześcijańskich wartości, absolutnie się nie broni z wielu powodów; zaczynając oczywiście od bardzo niechrześcijańskiego traktowania, jakie spotykało ofiary tego procederu. Osoby oskarżane i skazywane za czarownictwo stanowiły przede wszystkim ofiary opresyjnej polityki społecznej, w sposób nieunikniony obecnej w społecznościach opartych na wyzysku jednych grup przez inne - społecznościach patriarchalnych, klasowych, kolonizujących - oraz zapalczywości fanatyków, zmuszonych niemal autentycznie wierzyć w istnienie czarownic służących jako wykonawczynie szatańskich zamierzeń, żeby nie konfrontować się z brutalnością i głupotą własnych czynów. Przyznanie się do błędu oznaczałoby w ich wypadku także przyznanie się do winy, do tego, że sami ulegli diabelskim podszeptom. Choć wśród łowców czarownic oprócz fanatyków byli też z pewnością tacy, których dzisiaj nazwalibyśmy sadystami, psychopatami czy seryjnymi mordercami, korzystający cynicznie z nadarzającej się okazji, by bezkarnie torturować i zabijać. Im zapewne nie robiło różnicy, czy “czarownice” dopuściły się jakiegokolwiek z zarzucanych im czynów, czy też pozostawały zupełnie niewinne.
Być może pośród tysięcy osób, które zginęły w wyniku prześladowań czarownic były i takie, co pielęgnowały jeszcze nie całkiem zapomniane tradycje, zwyczaje, przesądy i wiedzę przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Pamiętające swoich przodków, jak oni dbające o więź z ziemią oraz z bóstwami uosabiającymi różne elementy i siły naturalnego świata. Noszące inne talizmany, niż krzyż i medalik. Zielarki, znachorki, położne, a może i szamanki, wpadające w ekstatyczne wizje niczym pobożne zakonnice-mistyczki. Jednak jeśli jakimś cudem między oskarżonymi czarownicami i czarownikami rzeczywiście znaleźliby się wyznawcy dawnych bogów, w jaki sposób zagrażali oni chrześcijanom? Religie tego rodzaju zasadniczo nie są ekspansywne, nie opierają się na dogmatach podboju ani nawracania, więc próbować je za wszelką cenę wytępić może tylko ktoś, kto sam ma nieczyste intencje lub obawia się, że oferują one atrakcyjniejszą wizję świata i sposób życia niż te, którym on hołduje. Choć wiara w czary była wówczas bardziej powszechna niż obecnie (przynajmniej w pewnym sensie; ale o tym kiedy indziej), mało kto tak naprawdę uważał, że jego krewna czy sąsiadka, nawet taka uznawana przez całą wieś za wiedźmę, rzeczywiście jest częścią wielkiego szatańskiego spisku przeciw dobrym chrześcijanom. Tak sugerowały obficie pisane przez inkwizytorów i innych prześladowców czarownic utwory, takie jak słynny “Młot na czarownice”; ale kiedy łowcy czarownic brutalną przemocą wymuszali zeznania, które większość osób skrycie podawała w wątpliwość, w obawie przed oskarżeniem i torturami woleli oni milczeć. Zdarzało się bowiem i tak, że na stryczek wraz ze skazanymi za pakty z diabłem szli nazbyt wobec nich przychylni sędziowie i urzędnicy.
O czarownicach. Część I
Choć wiele osób wydarzenia znane jako procesy czarownic i histeryczną wiarę w szatańskie czary kojarzy ze średniowieczem, w rzeczywistości największe nasilenie prześladowań uzasadnianych podejrzeniami o uprawianie magii miało miejsce w okresie między XV a XVII wiekiem, przy czym ostatnie egzekucje przypadają na późny wiek XVIII - czyli od renesansu, prz…
dlaczego nie wszystkich chrześcijańskich? Hierarchowie z zachodu zdawali sobie sprawę, że kościoły prawosławne już nie dadzą się podporządkować Rzymowi, ponieważ oddzieliły się od katolickich kilka wieków wcześniej. Być może Ruś była też zbyt daleko, za bardzo na peryferiach, żeby wzbudzać dostateczne zainteresowanie.
zresztą za rzucanie czarów też otrzymywano czasem subtelniejsze kary, takie jak chłosta.
wszak za bardzo zbliża go to - koncepcyjnie, nie z nazwy - do kolejnego boga w panteonie. Ale skoro już uchwalono na katolickim soborze, że odrzucanie dogmatu o bogu w trzech osobach jest herezją (choć unitarianie mieli zdecydowanie lepsze argumenty), widocznie kolejne bóstwo - tym razem panujący w zaświatach trickster, bóg-oszust, opiekun nauk tajemnych i pożeracz dusz - łatwiej już się prześlizgnęło do wyobraźni nie tylko niedawno nawróconych politeistów, ale i znacznej części uczonych teologów.
oczywiście wyglądało to różnie w różnych klasach społecznych i czasach. Przykładowo powtarzanie mitu, że “kobiety nigdy nie pracowały”, nie tylko umniejsza znaczenie pracy wykonywanej w domu, opieki nad dziećmi i schorowanymi starszymi osobami, ale również kompletnie ignoruje doświadczenia setek, tysięcy chłopek, mieszczanek, służących, zakonnic, niewolnic, akuszerek, mistrzyń cechów… Powiedzenie “kobiety w naszej kulturze nie miały dostępu do tych samych form edukacji, co mężczyźni, a ich udział w rynku pracy był systematycznie utrudniany i ograniczany” byłoby znacznie dłuższe i bardziej skomplikowane, ale też zdecydowanie bliższe prawdy.
ekhem, *Arysto…teles*