Wiemy już mniej więcej, kim były czarownice w czasach prześladowań, ale skąd wzięły się wyobrażenia o czarownicach, o ich niezwykłych mocach i tańcach z demonami w świetle księżyca?.. Choć przyznaję, że co najmniej niektórzy ludzie mają naturalną skłonność do myślenia magicznego i wiary w zjawiska nadprzyrodzone, to jednak nie posądzałabym łowców czarownic o tak rozbudowaną fantazję. Nie - mitologia czarownicy powstała na gruncie zjawiska znacznie starszego, bardziej złożonego, osadzonego głęboko w kolektywnej nieświadomości. Na poziomie symbolicznym czarownice mają bardzo wiele wspólnego z szamanami (lub raczej osobami, których rola we wspólnocie odpowiadała temu, co rozumiemy obecnie jako rolę szamana)1, pełniącymi istotne funkcje w społecznościach przedchrześcijańskiej Europy. Termin “szamanizm” w antropologii czy religioznawstwie nie ma zupełnie ścisłej definicji - nie będziemy tu wchodzić w szczegóły, powstały całe tomy opisujące zjawisko i przykłady szamanizmu, a także całe tomy krytykujące używanie tego pojęcia, szczególnie w najszerszym znaczeniu, usiłującym objąć bardzo zróżnicowane i odległe od siebie kultury2 - tutaj niech nazywa pewien sposób myślenia o świecie, zespół zbliżonych wierzeń i praktyk, które łączyły niegdyś wszystkie społeczności euroazjatyckie, przy całej ich barwnej różnorodności.
Istotnym, być może nawet kluczowym dla kształtowania się życia codziennego, wspólnym punktem na kosmologicznej mapie przedchrześcijańskich społeczności jest postrzeganie całego świata jako nie tylko ożywionego, ale wypełnionego duchem. Rośliny, ludzie, inne zwierzęta, elementy świata przyrody, które materialiści3 określają jako nieożywione; wszystkie posiadają duszę, dusza jest nieodłącznie złączona z materią. Szamani to osoby, które mają większy niż inni dostęp do świata duchowego, bliższą i silniejszą relację z duchami przyrody, przodkami, bóstwami, mieszkańcami innych światów, zajmujące się sprawami ciała i ducha, psychiką, doświadczeniami granicznymi - jako uzdrowiciele, akuszerki, poetki, odprowadzające zmarłych w zaświaty, uczone, pielęgnujące historię, kosmologię i wiedzę przodków, jasnowidzące wyrocznie, zbierające kości, splatające opowieści i mity, dbające o zrównoważoną relację ludzi z ziemią i całym światem przyrody, przeprowadzające świąteczne rytuały oraz ceremonie przejścia (niekoniecznie wszystko naraz, osoby, które szamanią, też przecież mogą mieć swoje specjalizacje). W większości, o ile nie we wszystkich językach europejskich - a już na pewno we wszystkich słowiańskich - do dzisiaj możemy odnaleźć słowa oznaczające dokładnie takie osoby, słowa starsze niż prześladowania czarownic i tradycja chrześcijańska. Wiedźma, która wie więcej niż pozostali mieszkańcy osady, znachorka znającą sposoby na wszelkie dolegliwości, ukraińska відьма, romska drabarni, czeska vědma, witty witch, niech zostanie mi wybaczona ta gra słów, irlandzka bandrui, bruja i sorgin z Półwyspu Iberyjskiego; to tylko kilka przykładów.
Opowieść o czarownicach jest więc opowieścią o szamanach, oczywiście poddaną uproszczeniom i przedstawiającą zjawisko wyjątkowo mrocznie, tak jakby pamiętano o szamaństwie, ale zapomniano o jego esencji, o głębokich znaczeniach (zresztą zmiana ta odbyła się nie bez znacznego udziału mających ambicje kolonizatorskie członków instytucji kościelnych, którzy głosili że wszystko to, co pogańskie, musiało być również demoniczne). Zgadza się wiele charakterystycznych elementów, czarownice otrzymały wiele atrybutów szamana. Szamański kostur przemienił się w latającą miotłę i magiczną różdżkę. Nocne loty czarownic na sabaty, gdzie spotykały się z demonami, nie były niczym innym niż przekręconym przedstawieniem dokonywanych przez szamanów w rytualnym transie, “astralnych” podróży do innych światów, zamieszkiwanych przez duchy przodków, bóstwa oraz, nie ma co ukrywać, demony. Wierzenie, że czarownice mogą zmieniać się w zwierzęta takie jak zające, wilki, sowy, węże i koty także wiązało się z szamańskim transem, w trakcie którego mogło dochodzić do symbolicznej przemiany, oraz z uroczystościami obchodzonymi w całej przedchrześcijańskiej Europie, kiedy szaman (lub większa liczba uczestników obrzędu) w przebraniu i masce “stawał się” zwierzęciem, odgrywając scenę z mitu ważnego dla danej wspólnoty. Szczególna więź czarownic z wybranymi zwierzętami, familiarami, rzekomo diabłami pomagającymi im w czarach, wzięła się z więzi szamanów z duchami przewodnikami lub opiekunami, będącymi często zwierzętami określonego gatunku. Używanie przez czarownicę ziół, zarówno o właściwościach leczniczych, halucynogennych, jak i mogących spowodować różne dolegliwości ze zgonem włącznie, również wywodzi się z tego, co pamiętano o dawnych uzdrowicielach.
Warto na chwilę zatrzymać się przy kwestii uzdrawiania. Od niezwykle odległych czasów - znaleziska archeologiczne sugerują, że mówimy nie tylko o prehistorycznych przedstawicielach naszego gatunku, ale także neandertalczykach, co potencjalnie oznacza setki tysięcy lat - praktykowano ziołolecznictwo, dbano o złamane kości, opiekowano się obłożnie chorymi, nawet z sukcesem przeprowadzano operacje. Niedawno zaobserwowano też pierwszy raz okiem naukowca z naszego kręgu kulturowego zastosowanie ziołowego okładu leczniczego na zranienie przez kogoś innego, choć nadal bliskiego nam gatunku, konkretnie orangutana. Oczywiście chodzi o orangutana żyjącego na wolności, bez kontaktu z ludźmi. Różnorodne praktyki medycyny naturalnej, masaże odpowiednich punktów na ciele, aromaterapia czy leczenie dietą mają bardzo długą historię i są wynikiem starannych obserwacji, praktyk i wiedzy nie tylko przekazywanych z pokolenia na pokolenie, ale przystosowujących się, zmieniających wraz z warunkami otaczającego nas środowiska, rozwijanych starannie przez pokolenia uzdrowicieli, być może jeszcze zanim nasi przodkowie stali się naszym gatunkiem.
Nie jest to wiedza, którą należy lekceważyć, i stanowi podstawy całej “współczesnej” medycyny, medycyny zachodniej4 - na przykład farmakologia opierała się od początku na wykorzystywaniu substancji pochodzących z roślin i innych naturalnych źródeł, a następnie próbach syntetycznego kopiowania ich właściwości, dietetyka dość nieudolnie stara się osiągnąć wyniki tak dobre, jak tradycyjna medycyna indyjska, fizjoterapia czerpie garściami z tradycyjnej wiedzy na temat połączeń w ciele, jego wrażliwych punktach i metodach ich stymulacji. Nie można przeoczyć także tego, że wszelkie tradycyjne i ludowe metody leczenia traktowały chorego holistycznie, jako jednostkę psychofizyczną żyjącą w określonym kontekście społecznym, co jest podejściem najbardziej skutecznym w leczeniu rozmaitych schorzeń i dopiero “odkrywanym” w ramach krótkiej historii zachodniej medycyny. Jednak demonizowanie medycyny ludowej i tradycyjnej, spowodowane właśnie pełnieniem roli uzdrowicieli przede wszystkim przez szamanów, pozostających jednocześnie opiekunkami wierzeń, mitów i stylu życia, które chrześcijańscy imperialiści tak bardzo pragnęli wyplenić, odbywało się tak systematycznie, żeby nie powiedzieć energicznie, że skutki odczuwamy do dzisiaj. Jednym z nich jest rażąca nierównowaga, jaką możemy zaobserwować w podejściu zarówno współczesnych uzdrowicieli, jak i ich pacjentów, z których część z miejsca odrzuca każdy środek proponowany przez medycynę naturalną, lekką ręką używając za to substancji chemicznych o silnym działaniu i wyższym ryzyku działań niepożądanych, a część (mniejsza, ale czyniąca znaczne szkody, szczególnie zważywszy na ich częsty brak rzeczywistej wiedzy z zakresu jakiejkolwiek medycyny) podważa nawet najbardziej niezaprzeczalne osiągnięcia medycyny zachodniej i stosuje zupełnie niesprawdzone metody i preparaty.
Medycyna nie jest jedyną dziedziną, która na przestrzeni wieków wiele straciła w procesie umyślnego wymazywania przedchrześcijańskiej kultury naszych przodków. Wydajne metody rolnictwa permakulturowego połączone z encyklopedyczną znajomością grzybów i roślin dzikorosnących zostały zastąpione niezbyt udanymi próbami rolnictwa intensywnego, które często nie zapewniało potrzebnych ilości pożywienia rodzinom rolników i doprowadzało do wyjałowienia ziemi, ale ułatwiało zbieranie podatków przedstawicielom klasy rządzącej i pozwalało wykarmić tysiące osób z tejże klasy, w żaden sposób nie dokładających się do tworzenia dobrobytu społeczności jako całości. Wspólnotowość zastąpiona strukturą patriarchalną, rozpowszechnianie obaw przed świadomą kobiecością, żeńską seksualnością, wiedzą posiadaną przez kobiety, wprowadzenie surowego, binarnego podziału na płeć, strach przed dzikością, przed przyrodą niezmienioną działaniem człowieka, demonizowanie duchów przodków i duchów przyrody, a także rytuałów i praktyk magicznych (oddziałujących przecież przede wszystkim na naszą psychikę, często w dobroczynny sposób), odrzucenie duchowości, która nie stawia w centrum patriarchalnego boga, odrzucenie intuicji, irracjonalności, poczucia głębokiej więzi z otaczającym nas światem, wiedzy o tym, jak być częścią ekosystemu, empatii wobec Innego… Wszystko to razem mieszało się, fermentowało w ciasnych umysłach i ograniczonych przestrzeniach pałacowych i klasztornych pokoi, skutkując między innymi wydarzeniami znanymi nam jako polowania na czarownice.
Ale historia czarownic, opowieść o nich nie jest skończona5. Możemy opowiadać ją dalej, ujawniając nie tylko niesprawiedliwość, jaka spotkała rzesze osób oskarżonych o czary, ale również odległą historię ukrytą w ich historii, historię wspólnot żyjących według zasady równowagi, nie chciwości i podboju; społeczności honorujących naszą dzikość, nasze miejsce w świecie przyrody, głębię psychiki i czułość zmysłów; historię dawnych uzdrowicielek, znachorek, wiedźm, szamanów. Może dzięki tej opowieści jak podczas podróży w rodzinne strony, które opuściliśmy jeszcze jako dzieci, odnajdziemy ścieżki dawno zapomniane, a jednak dla nas całkowicie, przyjaźnie znajome. Czarownice symbolizują przecież to wszystko, co zostało odrzucone, napiętnowane jako demoniczne przez imperialistyczną, opresyjną kulturę, kulturę redukcjonistyczną i obsesyjnie dzielącą wszystko na starannie opisane kategorie. Tymczasem natura pozostaje niezmierzenie obfita, płynna i nieulegająca prostym podziałom, a czy przeżywamy to świadomie, czy nie, pozostajemy jej częścią, połączoną nieodmiennie z innymi. Nasze umysły i dusze pragną podobnej obfitości, pojawiającej się tak samo jak dzikie kwiaty na przydomowym trawniku - kiedy tylko przestaniemy tłumić i zakłócać ich rozwój, kiedy przestaniemy plewić myśli i odczucia w imię standardów i norm, które nigdy nie miały na celu wspomagania naszego rozwoju ani kształtowania indywidualnego i kolektywnego dobrobytu. Opowieść o czarownicach może być bardzo pomocna w przywracaniu tej naturalnej pełni, bujności, zarówno we własnej psychice, jak i w otaczającej nas wspólnocie; opowieść o czarownicach jest opowieścią o brutalnych prześladowaniach i o przedchrześcijańskich szamanach, ale także o wolności, równowadze i dzikiej naturze, która tkwi w każdym z nas i czeka, aż pozwolimy jej rozkwitnąć.
← poprzednia
O czarownicach. Część II
Podkreślając socjoekonomiczne aspekty zjawiska polowania na czarownice, tak jak starałam się w poprzedniej części, nie można oczywiście zapominać o kontekście religijnym. Prześladowania rozpoczęły się mniej więcej w tym samym czasie, co reformacja i kontrreformacja. W ówczesnej Europie religia i polityka były bardzo ściśle ze sobą związane; nasilały się…
wyraz jest co prawda rodzaju męskiego, ale nie dajmy się zwieść - szamanki występowały i występują do dziś równie często, co szamani-mężczyźni, a w wielu kulturach szamańskie zajęcia przypadały przede wszystkim osobom niemieszczącym się w ramach binarnego podziału na płeć. Wiele wskazuje również na to, że pierwotnie szamanami były właśnie osoby z macicą, jako te, które są najbliżej źródeł stwórczej, życiodajnej mocy; często też z tego powodu szamanki były uznawane za zasadniczo potężniejsze. Bóstwa związane z szamaństwem i mityczny “pierwszy szaman” również częściej bywają płci żeńskiej.
W tekście słowo “szaman” traktuję jako neutralne płciowo, choć nie udało mi się zgrabnie przekształcić jego formy.
ja sama nie mam nic przeciwko rozsądnie szerokiemu użyciu terminu, ale zgrzytam zębami kiedy widzę osoby nazywające się szamanami, a zarabiające na życie wciskaniem ludziom suplementów zrobionych nie wiadomo z czego, diet tak dalekich od tego, co było dostępne naszym przodkom jak frytki z macdonalda od ziemniaków pieczonych w ognisku, oraz metod leczenia nieuznanych za skuteczne nie tylko przez medycynę zachodnią, ale również wschodnią, ajurwedyjską, ludową i homeopatię na dokładkę. Słowa niosą pewne znaczenia i nie powinno się ich aż tak nadużywać.
doktryna filozoficzna odrzucająca istnienie pierwiastka duchowego; nie mylić z nadmiernym przywiązaniem do dóbr materialnych.
przecież i ona musiała się rozwinąć na jakiejś podstawie, a była nią bez wątpienia medycyna ludowa; w rzeczywistości bardziej chodziło nie o same specyfiki czy metody, tylko o kontrolę tego, kto posiadał odpowiednią wiedzę, żeby je z powodzeniem stosować - docelowo miał to być wyznający chrześcijaństwo, wykształcony po “europejsku”, najlepiej mówiący po łacinie mężczyzna.
żadna dobra opowieść nie jest nigdy zupełnie skończona.